środa, stycznia 31, 2007

Cross-over crossroad

Ach... Och... Ech... Mógłbym teraz tak ciągle sobie wzdychać. Byłem dziś cały dzień na nogach. Najpierw latałem po Opolu. Na uniwerku posiedziałem z ponad godzinę. Biotechnologię mam do przodu, ale pani doktor dała mi wyraźnie do zrozumienia, że mam nikłe szanse na zdanie egzaminu. Z tym to się z nią całkowicie zgodzę. Potem biegałem przez 2 godziny za 20 metrami skrętki. Normalnie myślałem, że mnie krew w Media Markcie zaleje. Za 20 metrów kabla cross-over chcą prawie 50 zł. Rozumiem, że marża i te sprawy , ale jasna cholera pięć dych za 20 m? Jak wyliczyłem sobie po cenach hurtowych 1 metr kabla kosztuje ok 0.73 zł. Nawet gdyby kosztował 2 zł za metr to i tak 10 zł na gotowym kablu to chyba dużo co nie? Wkurzony poszedłem do komputerowego gdzie zawsze kupuję sprzęt. I jakie było moje zdziwienie - 20 metrów skrętki + 2 wtyczki RJ45 kosztowało całe 22 zł. He? Czyli, że jak "Media nie dla idiotów". Byłbym idiotą gdybym w media to kupił... Zdzierstwo totalne. Normalne na same wspomnienie tego mi się ciśnienie dźwiga. Jednym słowem wyszedłem 9 piw do przodu na tym zakupie. Jak ja nie cierpię wracać do domu. Zawsze jak jestem w domu zaczynam pod nosem mruczeć to takie słowo na "K". - Zjedz obiad i pozmywaj naczynia bo dziś twój tydzień... - (Kur$%#& je*#@@$@ ma%#%$). - Czemu mi internet nie chodz? Masz to naprawić, a jak nie to znieś modem z neostrady na dół bo muszę dziś z koleżanką pogadać. - (Kur$%#& je*#@@$@ ma%#%$). Jak się cieszyłem, że się wyrwałem do kuzyna. Kabelek zrobiłem mu dość szybko. Niestety ziomal zapomniał o zakupieniu drugiej karty... Ahh... Ale sam wypad rowerem był tego warty. Pojeździłem sobie trochę po mieście. Wieczorem park wygląda ciekawie w świetle latarni, a po pustych bocznych uliczkach naprawdę się jeździ z przyjemnością. We włosach zimny wieczorne powietrze, a w uszach szum. Zapewne usłyszałbym bicie włąsnego serca gdyby nie zagłuszało go porywające brzmienie w wykonaniu Guano Apes.
Heres my comeback on the road again Things will happen while they can I will wait here for my man tonight, its easy when youre big in japan Youre big in japan Youre big in japan Youre big in japan
Aha. Dziś był taki piękny zachód słońca. Spóźniłem się ze zrobieniem zdjęcia o jakieś 30 minut, gdy to niebo zmieniło barwę ze złotej na indygo.

wtorek, stycznia 30, 2007

New definition

Są chwile kiedy człowiekowi objawia się w życiu potęgą książek. Jedną z takich chwil w moim życiu była lekcja języka polskiego, kiedy to nauczycielka zaprezentowała nam cudowną książkę - słownik synonimów. Ja ją wprost uwielbiam. W tej przecudnej księdze znajdziemy takie oto hasło:
Głupi - niemądry, nieinteligentny, nierozgarnięty, mądry inaczej, przygłupi, tępy, ciężały/ograniczony umysłowo, pot. bezmózgi, debilowaty, głąbowaty, kretynowaty, matołkowaty, tumanowaty, bezmyślny, lekkomyślny, nierozumny, nierozsądny ♦ niewykształcony, ciemny, niedouczony, nieoświecony, nieuczony, ograniczony, prymitywny, zacofany, książk. obskurancki ♦ absurdalny, bezsensowny, bzdurny, idiotyczny, nielogiczny, nierealny, nieziszczalny, nonsensowny, pot. kretyński
W tym miejscu pragnę do powyższej listy dodać nowy synonim tego jakże pięknego słowa, a mianowicie - Lightnir. Po wydarzeniach ostatnich dni chyba zasługuję na to w pełni... Numero uno - poniedziałkowy ustny z fizyki chemicznej. Nie spałem oczywiście tej nocy przed egzaminem jak typowy student ];) Niestety tego co robiłem nie mógłbym nazwać nauką. Tak więc przyjechałem z notatkami i w tych 3 godzinach czekania w kolejce na zdawanie egzaminu przyswoiłem sobie całą wiedzę jaka była w tych notatkach. I co z tego skoro pytanie było z czegoś z poza notatek. Konkretnie "widma elektronowe". Pewnie nikomu to nic nie mówi - mi też nie mówiło, ale załapałem o co chodzi, więc wstęp z mojej strony był obiecujący. Niestety zakończenie już nie... Żeby było śmieszniej jedyną książką jaką w tym semestrze wypożyczyłem z biblioteki była "Spektroskopia" gdzie jest cały jeden rozdział o tym. Niestety go nie czytałem. ]:| Pomyśleć tylko. Mogłem sobie smacznie spać. Rano rozleniwiony wstałbym, ogolił się w spokoju i wypiłbym kawę przeglądając aktualności dnia/pocztę. Efekt byłby ten sam. Numero due - dzisiejsze kolokwium poprawkowe z biotechnologii. Może bym się pouczył, gdybym nie odsypiał poprzedniego "niedzielo-poniedziałku"... Przynajmniej wiedziałem jak się podpisać... Nie uważam, żebym na tym kolokwium zabłysnął jakąś wiedzą mimo, że kartka była wypełniona w pełni. Jutro jadę dać się zmieszać z błotem jak to mogłem takie brednie napisać(czyt. jadę po wynik) ]:( Jedyną atrakcją jutrzejszego dnia będzie stawianie LANu kuzynowi (czyt. picie piwa przy grzebaniu przy komputerze). Ale najpierw wypad do Media Marktu po skrętkę. Będzie trochę dreptania, ale może trochę tych endorfin narobię by dołek po wynikach przeskoczyć. Ta sesja mnie już przytłacza. Swoją drogą fanie brzmi fraza "lightnirowaty jak but" ];D

sobota, stycznia 27, 2007

Efficiency

Ostatnio żałuję, że nie jestem borgiem takim jak Seven of Nine. Jakoś widzę w tym same zalety. Czas którym dysponuję potrafiłbym bardziej efektywnie zagospodarować, miałbym bardziej uregulowany cykl dobowy(8 godzin pełnego snu) i przede wszystkim nie rządziłyby mną tak bardzo emocje. Czemu o tym tak myślę? Bo wczoraj miałem egzamin z biopolimerów i nie jestem zadowolony z tego co zrobiłem. Zdanie tego egzaminu na ocenę pozytywną to bułka z masłem, ale mi zależało na tym by dostać 5 z tego przedmiotu, a coś czuję, że tak nie będzie. Powiedziałem do samego siebie "Masz 3 dni do wyuczenia się na tą piątkę - nie marnuj tej szansy". I jak było? Pouczyłem się trochę, a w nocy przed egzaminem jak miałem się nauczyć mechanizmów reakcji(co raczej nie jest łatwe) to albo brał mnie sen albo 1000 różnych, niezwiązanych z tematem pomysłów. Jedne pomysł był naprawdę świetny i dzisiaj się zastanawiam czy jestem w stanie go zrealizować. Ale wracając do tematu - zmęczenie wygrało i potoczyło się wszystko jak się potoczyło. Po pierwsze na ostatni moment wydrukowałem sobie reakcje i pobiegłem na pociąg, co zważywszy że biegłem w skórzanych butach stosownie dobranych pod kolor garnituru przez niemałe zaspy śniegu... Ku mojemu zdziwieniu złapałem pociąg, no bo w końcu miał te 5 minut spóźnienia(chwała logistyce w PKP). Kto by się spodziewał, co za niespodzianka - brak miejsc siedzących. Myślę sobie "Jest ok. Będę za 15 dziewiąta w Opolu. 15 minut biegiem na campus. Zdążę. Płuca wypluję, bo to zima w końcu, ale zdążę". Taa... 45 minut postoju na jakimś zakichanym polu, bo pociąg powiedział po prostu "Nie". Nie pomogły nerwowe ruchu maszynisty w tę i w tamtą stronę. Bateria z mojego mp3playera padła. Zrobiłem taką na z poły zdesperowaną na z poły zdenerwowaną minę i patrzę, a obok stoi Paulina - moja sąsiadka mieszkająca w bloku po przeciwnej stronie ulicy.
- Masz jakiś egzamin dziś? - Taaa. Od jakiś... 15 minut go piszę. - No co ty? Jakiś ważny? - A znasz egzamin, który nie jest ważny?
Wyjaśnienia co to za egzamin jakoś do niej nie przemawiały, bo w mentalności ludzi się tak utarło, że chemia = czarna magia. Argumentacja, że te zło się jeszcze dzieli na mniej lub bardziej piekielnie ciemne dziedziny trafia do ludzi jak groch o ścianę. W końcu pociąg ruszył, a ja dobiegłem na egzamin z 45 minutowym spóźnieniem. Miny piszących jakoś nie wskazywały na to, że ich moje spóźnienie dziwi. Chyba was za bardzo przyzwyczajam do tego, co? ];) Hej, z biegu napisałem wszystkie zadania gdzie trzeba narysować wzory strukturalne, ale zatrzymałem się na tych zadaniach gdzie trzeba było już te szare komórki wytężyć. Oddałem w pełni wypełnioną kartkę, ale coś czuję, że pan doktor się trochę zawiedzie czytając to. A jeszcze parę dni temu powiedział mi:
No dobrze daję panu te pięć na koniec, bo widzę że Pan jest nie głupi facet. Tylko niech mi się Pan nauczy porządnie na egzamin.
Jak było widać ];) Szkoda tylko, że po tej mało wydajnej nocce odsypiałem całą resztę dnia. No dobrze - nie spałem za dużo za sprawą Villemo, z którą przegadałem cały wieczór. Swoją drogą to dziwnie się czatuje, jak się dostało światłowstrętu, a jedyne okienko na monitorze jest tak przeraźliwie białe. Tak przeraźliwie białe, jak te białe, okryte śniegiem pola za oknem. Jak ci eskimosi wytrzymują tą biel bez dostania nerwicy? Dziś sobota. Ból oczów ustał - ból głowy nie. Jako, że mi ostatnio niewiele wychodzi to dziś się podejmę czegoś nieco ambitniejszego - posprzątam w domu. A jak będzie dobrze to może jeszcze złapię za lutownicę i... e tam, opiszę to innym razem.

środa, stycznia 24, 2007

Not so bad after all

No i zaczęło się. Najbardziej zakręcony czas w życiu studentów - sesja. Liczyłem na to, że wszystko się potoczy fatalnie. Do tego stopnia miało się wszystko źle dziać, że zwątpiłem czy w ogóle dostanę zaliczenie z jakiegokolwiek przedmiotu. Miało, ale się tak nie stało. Po prawie tygodniowej nieobecności na zajęciach przyjeżdżam, a tu niespodzianka - zaliczenie z przedmiotu na 5 na którym miałem tyle nieobecności, że powinienem zapomnieć o jakichkolwiek szansach o zdanej sesji. Na domiar dobrego dostałem do ręki zagadnienia na egzamin wraz z notatkami. Tak po prostu. Czasem się los do mnie w dziwny sposób uśmiecha. Egzamin też się okazał szczęśliwy. W porównaniu z tym co mogło być, a tym co było to miałem spore szczęście i nawet coś napisałem(przez coś rozumiem, że na każde pytanie była odpowiedź mniej lub bardziej wyczerpująca). A jutro mam egzamin z biopolimerów. Przedmiot lightowy, ale nie wiem czy egzamin taki będzie. Jestem dobrej myśli. W końcu się też uczę do niego nie całkiem na ostatni moment ]:) No i się pochwalę co robiłem w domu dla odstresowania między pisaniem zaległych laborek, a nauką na egzamin. Zrobienie tego origami pozwoliło mi się chodźby na chwilę naprawdę oderwać od stresu sesyjnego.
120 moduły Sonobe złożone w kulę (10 żółtych, 50 czerwonych, 60 zielonych)

piątek, stycznia 19, 2007

Lazy pig

Chciałem coś napisać już w poniedziałek, ale ciągle odkładałem to "na później". Głupi nawyk. W poniedziałek zabrałem się za solidne wyczyszczenie klawiatury. Powyciągałem wszystkie klawisze i już teraz wiem, że gdzie się podziały okruchy orzeszków pistacjowych ]:D Anyway przez godzinkę nie mogłem pisać, ustawiłem sobie opis na GG "Klawiatura w pralni - nie mogę pisać". I co? Oczywiście ludzie zaczęli pisać. A jak. I tak się dowiedziałem, że 2 kolokwium z biotechnologii mam w plecy. Jak zareagowałem widać na zdjęciu... W środę miałem ciekawą akcję na ICQ. Zagadał do mnie pewien chińczyk. Mój angielski daje sobie wiele do życzenia, ale jak się rozkręciłem to jego translator wysiadł :] Ja szybko adaptuję się do pewnych sytuacji, więc rozmowa potoczyła się nieco innym stylu niż jestem do tego przyzwyczajony: Dalsza rozmowa była dość ciekawa: - "I have to write some lab reports" - "Dont understand" - "I have to do some homework. Yesterday's homework" - "Lazy pig! Ha Ha (...)" - "You are totaly right :D" Strasznie mnie rozbawił w ten dzień i jakoś zachęcił do popracowania nad tymi labami. Nawet trochę nad nimi siedziałem :] Problem w tym, że pogoda jest jaka jest, a mi się nic nie chce(no dobrze przejechałem się te 12 km rowerem by kupić sobie tą diodę UV, ale i tak 400nm to nie ta długość fali jaka jest mi potrzebna do kolejnego projekt - ale to się nie liczy). Żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce. Ach... Chyba muszę sobie zrobić jakiś off-time od komputera i poczytać jakąś dobrą książkę. Najwyższy czas. Może "Burzę" Szekspira? Nie czytałem jeszcze,a dziś w nocy była taka ostra burza jakiej dawno nie widziałem. Prawie sztorm. Humor mi w prawdzie poprawiła, lecz przewiało mnie i teraz chyba dostaję grypy. :( Ta leniwa świńka idzie się teraz położyć do łóżka, bo głowa jej pęka...

niedziela, stycznia 14, 2007

Sparkling angel

Sparkling angel, I couldn't see Your dark intentions, your feelings for me. Fallen angel, tell me why? What is the reason, the thorn in your eye? I see the angels, I'll lead them to your door There's no escape now No mercy no more No remorse cause I still remember The smile when you tore me apart You took my heart, Deceived me right from the start. You showed me dreams, I wished they turn into real. You broke a promise and made me realize. It was all just a lie.
Wreszcie skończyłem ten rysunek, o którym już wspominałem parę postów wcześniej. Osobiście jestem z niego zadowolony, chociaż w mojej głowie siedzi nieco lepsza wersja tylko nie udało mi się tego przełożyć na papier ]:/ Jeśli chodzi o wykonanie to się przy tym nauczyłem pewnej techniki retuszu z czego jestem niezmiernie zadowolony. Skąd w ogóle ten pomysł? Powyższy cytat z piosenki "Within Temptation - Angels", którą dostałem mailem oraz przeżycia niedzielnej nocy z przed tygodnia ukierunkowały mnie na ten motyw. Pomysł na diabła siedzącego z wroną na cmentarzu już mi chodził wcześniej po głowie, ale słowa tej piosenki pokierowały mnie by zrobić z tego obraz o zdradzie. Stąd ten medalion z krwawiącego serca, ten szyderczy uśmiech upadłego oraz jego zuchwała postawa w stosunku do wrony. Zaraz zakłóci jej spokój. Skoncentrował się na nowej "atrakcji" w takim stopniu, że zdaje się zapominać o swojej zbrukanej krwią dłoni i bliźnie na twarzy... Chyba sobie ten rysunek powieszę w pokoju... ]:)

sobota, stycznia 13, 2007

Bal

Długo się zastanawiałem, czy się wybrać na tegoroczny bal chemika. Ogólnie to nie cierpię okazji kiedy muszę się przebrać w garnitur, a już napewno nie znoszę balów. Pewnie dlatego, że mam 2 lewe nogi i nie umiem tańczyć... Anyway - poszedłem, chodź trzeba przyznać, że sam ]:( Nie była to może impreza taka jak organizowane przez ASSChem dyskoteki do 5 nad ranem na Szkołach Chemii, ale bardzo mi się podobało. Dodam jeszcze, że nic nie piłem - same soczki i lemoniady. Praktycznie żadnego alkoholu(pomijam szampan na toast) i świetnie się przy tym bawiłem. Widać można czasem osiągnąć coś lepiej "bez", niż z wymuszonym "z" aby mieć dobry nastrój. Wszystko fajnie tylko... Czemu do jasnej cholery nie czuję karku, pleców i stóp? Widać tak się bawiłem, że zapomniałem przy beetach muzyki o odczuciu bólu. Z tego powodu dziś praktycznie nic innego nie robiłem jak siedziałem przed komputerem i oglądałem sobie nowe odcinki 3 sezonu Stargate Atlantis... Mam nadzieję, że zmuszę się teraz przy pomocy odrobiny kawy do odwalenia paru zaległych laborek, albo przynajmniej skończenia tego rysunku co od tygodnia rysuję. To akurat chciałbym zrobić jako pierwsze. ]:)

poniedziałek, stycznia 08, 2007

Angels intermezzo

Jest 4:24 jak zaczynam to pisać. Noc się za niedługo skończy i zawita przeklęty brat nocy - dzień. Noc dla mnie była dziś wyjątkowo bogata w doznania, ale z braku czasu będę się streszczał. Miałem się uczyć i dopieścić prezentację na dziś, ale... no właśnie cały ja ];) Noc? piosenka otrzymana mailem = nowy pomysł na rysunek. Ciekawa rozmowa na GG z przyjaciółką. Wstyd za męski rodzaj. Złe samopoczucie z tego powodu. Złe samopoczucie z powodu bycia spowiednikiem - to brzemię bywa ciężkie czasem... Złe samopoczucie potęgowane wspomnianą piosenką graną przez Winampa w pętli od 2 godzin. Balkon i herbata z malwy. Ochłonięcie. Dalsza, bardziej opanowana rozmowa. Rola pocieszyciela coś mi nie wychodzi, chodź się staram z całego swojego robaczywego serca. 10 minut cholernego milczenia - strach o życie przyjaciółki. Wielka ulga. "Śpij spokojnie". Strach przed porankiem. Godzinny zapał nad rysunkiem utrzymywany przez herbatę i piosenkę w pętli - tym razem na mp3playerze (to już 4 godzinę leci?). Krótko - nic dziś nie robiłem. Ale... to uczucie, że mogłem dziś być dla kogoś potrzebny w chwilach mroku, przygasza wszystkie wyrzuty sumienia związane z nie wykonaną pracą. Może później mnie dopadną. Teraz w każdym razie jestem szczęśliwy i nawet zadowolony z tego. Dawno nie czułem się tak zadowolony z siebie. Swoją drogą to mam chyba dużo więcej z Mefistofelesa w sobie niż myślałem.
...Więc kimże w końcu jesteś? - Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, ciągle dobro czyni.
Pora te uczucie samozadowolenia wspomóc kawą, herbatą i cukrem, a może jakoś przejdę ten koszmar nadchodzącego dnia i uratuję resztki honoru... Przynajmniej w 2 turze. Czy to sumienie zaczyna gryźć? Spadaj mi tu. ]:)

sobota, stycznia 06, 2007

A night with The Physicians

Dziś odjechał kumpel z powrotem do Niemiec. Szkoda. Ale jak tutaj był to puścił mi parę kawałków koncertowych zespołu Die Ärzte na swoim laptopie. Jeden z moich ulubionych niemieckich zespołów rockowych. Chyba ich nawet bardziej lubię od "Die Toten Hosen" i "Silbermond". Czemu? Bo są strasznie pozytywnie zakręceni. Jak teraz sobie siedzę i szukam na youtube ich clipów, to się zastanawiam czyby tak do rzeczy, które chciałbym w życiu kiedyś zrobić nie dodać pójście na ich koncert. Potrafią wyrwać masy. W każdym razie wzbudzają we mnie ochotę kupienia sobie gitary elektrycznej i pośpiewania sobie:
Doch eines Tages werd ich mich rächen Ich werd die Herzen aller Mädchen brechen Dann bin ich ein Star, der in der Zeitung steht Und dann tut es dir leid, doch dann ist es zu spät Zu spät...
Ten refren mnie strasznie pozytywnie nastraja. Coś czuję, że przez najbliższe parę dni będę miał dobry humorek. Dziś w każdym razie pójdę sobie jeszcze do lasu szukać pewnych grzybków na pewien chemiczny projekt... ];)

czwartek, stycznia 04, 2007

Let there be light

W tytule bloga mam "świat widziany oczami chemika", ale teraz zauważam, że jakoś mało o tej chemii pisałem. No więc teraz napiszę. Pytanie za 200 punktów - Co można zrobić używając tego zestawu? Szklanka, pusta butelka po Kubusiu, zestaw podkreślaczy, 2 klamerki, gałęzie kasztanowca i lampa UV na komary. Tytuł postu, jak piosenka Mike'a Oldfielda której właśnie słucham, mówi już wszystko - bawiłem się światłem. Nie byle jakim - światłem chemicznym. Ktoś wie co to jest fluorescencja? Mniej więcej od początku grudnia bawię się w domu w robienie zdjęć tego zjawiska. Od czego by tu zacząć? Jakiś czas temu szperałem po necie w poszukiwaniu informacji o luminolu. Fajny związek, ale niestety drogi, a w domu się nim nie pobawię. Po jakimś czasie wylądowałem na stronce o "świecących" związkach zawartych w roślinach(cudzysłów dlatego, że same z siebie nie świecą - dopiero po wzbudzeniu). I tak odkryłem eskulinę(trochę o związku). Oprócz właściwości leczniczych ma też jedną fajną cechę - wykazuje fluorescencję pod wpływem promieniowania UV. Wybrałem się więc w teren nazbierać trochę gałęzi kasztanowca(w korze jest tego glikozydu cała masa) i zabrałem się do zabawy ]:) Lampa na komary posłużyła mi jako źródło UV, ale równie dobrze może być i inna lampa świecąca w zakresie UV-A i UV-B. Wygląda to tak:
Porównanie w świetle widzialnym i pod ultrafioletem
Tak to wygląda z bliska
Wystarczy zagotować trochę wody, wstawić do niej naciętą gałąź kasztanowca, włączyć lampę UV, zgasić światło i podziać piękno natury. Narobiłem sobie z jakieś 3 słoiki wywaru z tej kory, a potem chciałem to trochę oczyścić i zatężyć, ale niestety okazało się to trochę kłopotliwe. Zabrałem całą 1,5L butelkę tego ekstraktu na instytut, by to oczyścić z garbników na laboratorium gotując z węglem aktywnym. To był błąd, bo cały związek się osadził na węglu i 2h pracy poszło na marne... Ah, ta niewiedza... Teraz już wiem jak to się robi fachowo, ale nadal zrobienie sobie atramentu UV domową robotą odpada :( Fotek i filmików z kasztanowcem trochę sobie na robiłem, ale zabawa ciągle w to samo szybko staje się nudna. Więc zacząłem szukać sobie innych związków. Moją uwagę przykuł napis na dobrze znanych każdemu studentowi podkreślaczach - "Fluorescent". Przyszła mi nagle myśl "Czyżby?..." i pobiegłem do lampy UV. Jak się okazało nawet lepiej to wygląda od powyższego, bo są to związki bardziej stężone.
Zanurzony na chwilkę podkreślacz zostawia trwałe ślady
"Wodospad w szklance wody"
UV-tatoo na przedramieniu ];) (spokjnie, można to zmyć)
Gdybym miał zgadywać co to za związki w tych podkreślaczach to bym strzelał, że to fluoresceina(zielona) i eozyna(czerwona). Są tanie i dość często wykorzystywane przez człowieka jako barwniki. W podkreślaczach rozjaśniają barwę dzięki fluorescencji(dlatego wieczorem to widać też dobrze). Zastosowania są dość szerokie: typowo naukowe jak np. spektroskopia, w optyce dla badania soczewek(masakryczne fotki), w ratownictwie do znakowania miejsca wypadku na pełnym morzu czy w górach i wiele innych. Najbardziej podoba mi się jednak ten z modingiem komputera. ]:)

poniedziałek, stycznia 01, 2007

Lestat i 3 gwiazdy

W życiu wampira przychodzi czas, gdy nieśmiertelność staje się nie do zniesienia. Życie i żerowanie w mroku, brak towarzystwa poza własnym to samotna i pusta egzystencja. Nieśmiertelność kusi, póki sobie nie uświadomisz, że spędzisz ją samotnie. Zasnąłem, w nadziei, że odgłosy mijających lat zanikną, jakby przyszła śmierć. Ale leżąc tam, słyszałem, jak mój dawny świat odchodzi, ustępując innemu... Lepszemu. Warto było znów się obudzić,bo nastał czas nowych bóstw. Nie były same ani za dnia, ani w nocy. Miałem się stać jednym z nich.
Dziś w nocy stałem się Lestatem po przebudzeniu. Jak? Oto moja historia. Noc. Krew pulsuje w każdej tętnicy, w każdym najmniejszym naczyniu mojego ciała. Jasna Luna od czasu do czasu spogląda na Ziemię. Wczoraj mrocznie spoglądająca spod konarów drzew, a dziś okryta welonem chmur biegnących nieubłaganie na północ. Stacja. Pociąg. Stacja. Szał, ból, gniew, złość, smutek, radość, upojenie chwilą - wszystko zlało się w jedno uczucie. Może to za sprawą pory dnia, a może po prostu za sprawą wokalu Villego Valo. Nie wiem. Ale wszystko we mnie pulsuje, a jeszcze nic nie piłem... Plan jest taki - "topimy wszystko w wódce". Dobry plan. Cały rok był jednym wielkim gównem, więc czemu go tak nie skończyć ? ... 31 grudzień godzina 23:34 plus/minus 5 minut względności alkoholowego upojenia. Jestem żałosny. Miałem się przecież upić, a nawet tego nie potrafię. Balkon. Jeszcze jedna kanapka z tym sosem i mnie weźmie. Zimno tutaj, trzeźwiąco zimno. Jest tak - burza obrazów w przeciągu sekund. To nie cała prawda, że w chwili śmierci człowiekowi życie staje przed oczami. To się dzieje zawsze jak człowiek się rodzi do nowego życia, ale wtedy tego jeszcze nie wiedziałem... A mogłoby być tak - drugi, bardziej pustoszący sztorm zawiał po synapsach... Dookoła szare fasady bloków, a pośrodku placu wierzba. Stojąc na tym balkonie zrobiłem to co robił już pierwszy jaskiniowiec obdarzony rozumem i mający już dosyć tego przeklętego ziemskiego padołu - spojrzałem w niebo. Selene znów w innej szacie. Do twarzy jej z tym rumieńcem. "Ha ha ha. Wyjebiście co nie? Masz!" Takie małolaty to niewiele potrzebują do szczęścia. Mi już niestety butelka szampana nie wystarcza... Mój wzrok powędrował w lewo. I wtedy ujrzałem to:
Czerwona gwiazda? Często ją widać. Ciekawe co to za jedna. Mars pewnie(Akurat była to inna gwiazda). Wzrok powędrował w dół i utkwił w jednym punkcie - na 3 gwiazdach. To chyba jest Orion, a te 3 to chyba jego pas. Nie myliłem się - to był Orion. Patrząc na nie uświadomiłem sobie czego tak naprawdę chcę w życiu i w jednej chwili cała ta przygniatająca mnie od dłuższego czasu depresja zaczęła słabnąć. Postanowiłem sobie, że Nowy Rok powitam nie życzeniami, które raczej się nie spełniają, a trójką postanowień - po jednym dla każdej gwiazdy. Teraz ode mnie zależy, czy w sylwestra 2007 zaświeci się dla mnie 3 gwiazda. Plan jest taki - w ciągu roku osiągnąć te 3 cele, jeden wynika z drugiego tak więc sukcesu połówkowego nie będzie. Albo wszystkie 3, albo wcale. ... Ta myśl pociągła mnie znów do świata żywych. Ba teraz mam długoterminowy cel w życiu. Z takim nastawieniem poleciałem na opolski rynek przywitać Nowy Rok. Dobre uczucie spotkać znajomych, zostać oblanym szampanem, zobaczyć jak kupa kasy spala się błyskiem na niebie i mieć po co żyć następnego dnia nawet gdyby miał się zacząć potężnym kacem. Teraz czekają mnie 3 hardcorowe dni nadrabiania straconego świątecznego czasu. Gwiazdo numer jeden trzymaj się, bo idę po Ciebie. ]:)