czwartek, grudnia 28, 2006

Microcosmos in macrosize

Tak naprawdę moją percepcję otaczającego mnie świata ukształtowały dwa filmy - "American Beauty" i "Matrix". Czemu? Bo po obejrzeniu uczą dwóch rzeczy:
  1. "Look closer" - motto przewodnie "American Beauty", skłania mnie zawsze do przyjrzenia się osobie, rzeczy, zjawisku dokładniej. Wtedy pewne ważne wspomnienia są wyraziste.
  2. "What is "real"? How do you define "real"? If you’re talking about what you can feel, what you can smell, what you can taste and see, then real is simply electrical signals interpreted by your brain." Te słowa Morfeusza skłaniają człowieka do zwiększenia doznań zmysłowych, bo to one definiują postrzeganą przez nas rzeczywistość.
Jakoś tak wzieło mnie nad refleksje na temat mojej rzeczywistości. Może to przez zbliżający się Nowy Rok, a może to sprawka albumu, którego słucham od dwóch dni.... Do czego zmierzam? W końcu nauczyłem się robić makrofotografie tym moim starym aparatem i tak powstały te oto zdjęcia - fragmenty mojej rzeczywistości uchwycone z nieco innego punktu widzenia niż go mam na codzień. Moja komórka. Stara. Szary wyświetlacz. Ogólnie spełnia swoją funkcje - pokazuje mi czas i budzi rano ]:) Ale teraz jak parzę na nią z tej perspektywy to mam wrażenie, że wygląda trochę jak Porsche Carrera... Kwesta punktu widzenia.Bryloczek Radia Opole do komórki. Rano wstaję, wrzucam co popadnie do plecaka i lecę na pociąg. Ciągle w biegu... Jakoś nigdy wcześniej nie zauważyłem, że ten nadruk już się ściera. Jak ten czas leci... Kwesta punktu widzenia. Śrubokręt. Tyle razy rozkręcałem nim kompa. Jakoś nigdy nie zwróciłem uwagi na piękno materiału, ciągle tylko na użyteczność. Ma w sobie coś z kryształu górskiego... Kwesta punktu widzenia. Parę dni temu wreszcie wstawiłem utaguchi do mojego shakuhachi. Trochę mi to ułatwiło grę na nim, ale nadal jest ciężka. Moja fascynacja do tego instrumentu rośnie. W świetle flashu aparatu wygląda jak aktor na scenie teatralnej grający samotnie w samym środku światła reflektora... Kwesta punktu widzenia.Kwiatek z pokoju. Z boku to po prostu takie przerośnięte ziele. Z góry - zielona supernova, która zdobywa przestrzeń... We wszystkich kierunkach.... W każdej chwili - teraz też... Można poczuć jak żyje, jak rośnie... Kwesta punktu widzenia.Ot sobie kredki pastelowe. Odcienie Indygo. Ale tak naprawdę to te barwy są najpiękniejszymi na świecie ze względu na nastrojowość. Patrząc dokładniej widać, że nie tylko one zostawiły ślady na papierze, lecz papier też na nich... Kwesta punktu widzenia.Śnieg. TEN śnieg. Ten pierwszy prawdziwy tej zimy. Czy aby jest prawdziwy? A może to nie śnieg, a gwiazdy na bezchmurnym niebie? Wygląda na jedno i drugie... Kwestia punktu widzenia. Oświetlenie świąteczne, czy gwiazdka z nieba? Kwestia punktu widzenia? Nie. Można na coś patrzeć z innej perspektywy, ale dopóki to w nas nie wzbudzi jakiś emocji, obojętnie czy pozytywnych, czy negatywnych, dopóty nasz świat będzie ubogi i szary, bo wspomnienia z czasem bledną, aż w końcu znikną. Dla mnie to jest gwiazdka z nieba, bo taką sobie życzę. Taki pozytywny aspekt tych świąt nadający im barw. Bo inny świat jest tutaj przed oczami, trzeba go tylko dostrzec...

niedziela, grudnia 24, 2006

Nowy pingwin na gwiazdkę

Ostatnio mam taki greench'owy nastrój, ale nie będę się tutaj tłumaczył czemu. Raczej opowiem co robiłem ostatnie 2 dni. Od mojego ostatniego feralnego upgradu kernela i reinstalki ARCH'a straciłem internet na linuksie. Korzystając z przedwigilijnego czasu wolnego zabrałem się za rozpracowanie tego małego, ale jakże wrednego problemu. Czytałem fora, pytałem google i ciągle nic. Aż do wczoraj kiedy to dowiedziałem się, że właśnie wyszedł ARCH Linux 0.8 o kryptonimie "VooDoo". Taa, odrazu puściłęm sobie "Voodoo people" Prodigy ]:) i zabrałem za ściąganie ISO. Zainstalowałem sobie, sterowniki do modemu zadziałały i... TADA internet znów był. Ale szczerze to miałem cykora, że po wgraniu paczek znów się coś zwali i net padnie, dlatego nie robiłem reboota tylko zarzuciłem pacmanowi jak najwięcej pakietów do pobrania, tak że jakby co się stało to będę je miał na dysku. Nic się nie stało, ale zabawne było to: [root@developer ~]#uptime 20:07:26 up 18:52, 4 users, load average: 0.07, 0.17, 0.37 Ładnie, prawie 19 godzin non-stop chodził system. To chyba mój osobisty rekord na linuksie. Ustawienie wszystkiego w taki sposób jakbym chciał okazało się nie takie proste jak bym chciał. Okazało się, że Xorg ma jakieś zatargi z KDE i za nic świecie nie chiał mi uruchomić tryb graficzny. W końcu problem rozgryzłem i wtedy sobei coś przypomniałem co widziałem kiedyś na youtube.com, o czym czytałem już na wikipedii i o czym mówił też artykuł przeczytany w jakimś czasopiśmie komputerowym w Empiku. Słowo klucz - BERYL. U mnie to wygląda nieco inaczej: Ja ostatnio polubiłem indygo i różne odcienie niebieskiego i czerni, stąd ta tapeta. Nawet screenem uchwyciłem efekt minimalizacji amaroka. Nie ma to jak nowy, piękny linux na święta. Hmm... Jak tak na tą tapetę patrzę to dostałem inspiracji na pewien rysunek. Spadam po kawę i pastele ]:)

czwartek, grudnia 21, 2006

Like a shadow...

...On The Wall If You Come or If You Go Not protected by The Law But Still... Incognito
Ahh, jak ja kocham ten album Enigmy. Tak mi się ta piosenka przypomniała dziś jak wracałem z uczelni. Czemu? Bo wracając dzisiaj z kołowej wigilii miałem dziwny nastrój, a akurat aparat miałem przy sobie. Tak powstało parę fotek. Zadziwiające co ta stara, 3.1 megapikselowa, przekłamująca kolory matryca czasem uchwyci. Uchwycić uczucia jest niezwykle ciężko...

środa, grudnia 06, 2006

Feeling the same way all over again...

Zacznę od rysunku - zacząłem go rysować w ten sam wieczór, kiedy zobaczyłem ten czerwony księżyc, ale jakoś nie mogłem ostatniej ćwiartki skończyć na szybko. Rysunek powstał na bazie mojej tapety - za długo się w nią wpatrywałem ];) Co do reszty... no cóż... Mam taką huśtawkę nastrojów - złość, smutek, obojętność, znów złość, dlatego znów mnie rzuciło na pewne muzyczne kawałki. Znalazłem sobie utwór za którym już kiedyś szalałem - melodia tytułowa z serialu "Angel". Wykonany przez Darling Violetta utwór oficjalnie się zwie "Angel", ale od fanów otrzymał nazwę "Catharsis of Sufferan". Jak ja kocham tą wiolonczelę za tą nastrojowość. Anioła sobie słucham jak jestem wzburzony, ale ostatnio uczucia przechodzą w jedno - obojętność. Pociąg uciekł - co z tego? Nie byłem na zajęciach - co z tego? Z pewnymi osobami nie rozmawiam - co z tego? Dziennie budzę się po 8, powinienem już o 6 - co z tego? Coś czuję, że to się za chwilę obróci przeciwko mnie, przynajmniej niedopatrzenia jeśli chodzi o moje obowiązki. W tym wszystkim znów odkrywam na nowo album "Come Away with Me" Nory Jones, a w szczególności tą piosenkę:
Aha 2 dni temu znalazłem coś ciekawego w necie i teraz mam projekt do realizacji, jak skończę to go na pewno tutaj opiszę. Pierwsze fotki są już obiecujące. ]:)