sobota, kwietnia 26, 2008

Victim

Dwa dni temu zostawiłem moją kotkę Hildę na noc na dworze, bo w końcu ileż może siedzieć sama w domu. Chciałem dobrze, ale ... to był błąd. Gdy na drugi dzień otworzyłem drzwi siedziała skulona pod schodami. Początkowo myślałem, że to z zimna, bo noce bywają jeszcze dość chłodne, ale gdy po długim przywoływaniu wreszcie się ruszyła uświadomiłem sobie dlaczego to robi. To jest jeden z powodów czemu nie znoszę ludzi. Tego nie można nazwać głupotą, bezmyślnością. To po prostu okrucieństwo. Ktoś musiał jej czymś zdrowo przywalić w grzbiet, bo biedaczka ledwo co chodzi. Jeden z moich poprzednich kotów - Tiger(czyta się tak jak się pisze, a nie "tajger", bo w końcu nie pochodził z głębi jakuckiej tajgi) - też kiedyś tak wrócił, a właściwie przyczołgał się wyjąc przy tym niemiłosiernie. Weterynarz po tym jak zdiagnozował złamaną i przemieszczoną miednicę stwierdził "dobrze, że to kocur, bo kotka by porodu nie przeżyła". Z Hildą całe szczęście nie jest tak źle, chociaż teraz większość czasu spędza zwinięta w kłębek na kanapie.

Może mi ktoś wytłumaczyć skąd się biorą tacy ludzie, bo ja tego nie rozumiem? Ktoś miał ciężkie dzieciństwo i teraz musi się odreagować na zwierzęciu? Jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy przepada za "sierściuchami". Sam nie jeden raz przeganiałem obce koty z podwórka, ale nigdy ich niczym nie okładałem ani niczym nie rzucałem w nie. Najchętniej przywaliłbym teraz w krocze temu człowiekowi, który tak urządził mi kota. Tak w ramach akcji "oko za oko - krocze za grzbiet".

poniedziałek, kwietnia 21, 2008

Paladin

Question: With what do I replace sleep?
Answer: Drawing dreams that never came...

środa, kwietnia 16, 2008

Progress

- Jak praca magisterska?
- Jakoś idzie do przodu...

niedziela, kwietnia 06, 2008

Home control center

Ja to mam pecha. Miałem plany na ten weekend, a tu co? Monitor służył mi bez większych problemów przez 6 lat, aż do ubiegłego piątku, kiedy to zrobił "Bzzzyt... Bzzzzyt... Boooom!" i z wielkim hukiem i smrodem palonego bekalitu zabrał piksele w mroczną otchłań kineskopu. Akurat musiało się to stać jak gonią mnie deadline'y. Cholerne prawa Murphy'iego. Zwykły Kowalski pewnie zadzwoniłby do znajomego informatyka z hasłem "Stary wpadnij, bo łindołs mi nie chce się uruchomić". Całe szczęście ja jestem bardzo adaptatywną osobą i potrafię się szybko przestawić do nowej sytuacji. Zajęło mi to jakieś pół dnia, ale w końcu udało mi się sklecić tymczasowe "centrum dowodzenia".
Z pomocą przyszedł mi tu zrobiony jakiś czas temu przeze mnie kabelek do połączenia TV z PC. Przypomniało mi się, że mam jeszcze taki stary, zepsuty 15 calowy monitor. Wprawdzie ma walnięty przeplot, ale do trybu tekstowego się nadaje. Podpiąłem TV jako drugi monitor, który służy mi do pracy w trybie graficznym. W prawdzie nie jest to powalająca rozdzielczość, ale do oglądania "Włatców Móch" oraz paru elementarnych rzeczy wystarcza. Wszystko oczywiście pod banderą pingwina. Na XP nawet nie mogłem się zalogować i włączyć klonowanie ekranu. Cóż... Tryb tekstowy przezywa u mnie swój renesans.
Zamiast Kadu używam teraz EKG.
Zamiast Firefox'em przemierzam sieć Lynx'em.
Zamiast Amaroka muzykę serwuje mi Mplayer.

Cholera!... Oby w poniedziałek się okazało, że monitor można naprawić, bo jakoś mi się nie uśmiecha wydawać kasę na nowy. A poza tym, granie w Warcrafta na TV (tak, dobrze czytasz drogi czytelniku - pod linuchem można całkiem sporo rzeczy odpalić) to nie to samo co na monitorze. Brakuje mi tego high-detalicznego uroku Nocnych Elfów....
Aha. Byłbym zapomniał o najważniejszym. Chciałbym w tym miejscu podziękować programistom z Mozilli za zaangażowanie oraz włożony trud w tworzeniu silnika Gecko. Gdyby nie wbudowana w Firefoksa i Thunderbirda funkcja powiększania tekstu, nie byłbym w stanie dziś napisać ani maila, ani tego posta. Jak poznam kiedyś osobiście programistę z Mozilli to postawię mu piwo ]:) Słowo honoru.

środa, kwietnia 02, 2008

I could use a drink about now

Koniec końców
Borys Kossakowski, "Towary Zastępcze"


Koniec końców chciałbym być pijakiem,
koniec końców chciałbym wódkę pić.
Wiem, pijaków karetki nie zbierają,
zawsze mówią: na izbę z nim.

Lecz jak patrzę na to wszystko – to mi ciężko,
odmówić sobie wódki nie ma jak.
Żółty szalik i żołądkowa gorzka,
gdy koledzy po mnie przyjdą, powiem: tak.

Wiem, że mają wódkę z zagranicy,
albo Kaliningrad, albo Ukraina.
Jest paskudna, ale w taką pluchę
nie ma jak tej wódki nie zaczynać.

Schodzą etykiety z flaszek, gasną światła na ulicach.
Ciężko człowiekowi czasem – włóczy się sam po dzielnicach.

We łbie musuje udręka, gdy się kończy wódka, a my
wszyscy tacy niedopici – bo dopiero zaczynamy.

Coś tam teraz robię, gdzieś coś tam zarabiam,
może dużo, może mało – nie wiem sam.
Starcza kasy właściwie bez problemu,
lecz się napić wiecznie nie pozwala czas.

Czarno widzę, bracie, taką sytuację.
Napić każdy musi się choć raz na rok.
Znów próbuję się umówić, lecz nie mogę
przepchnąć się przez ten pieprzony tłok.

A nie będę przecież łykał sam do lustra,
wziąłem urlop – a ty znów zniknąłeś gdzieś.
Wyszedłem z domu – kogoś może poznam,
żeby picie miało jeszcze jakąś treść.

Schodzą etykiety z flaszek, gasną światła na ulicach.
Ciężko człowiekowi czasem – włóczy się sam po dzielnicach.

We łbie musuje udręka, gdy się kończy wódka, a my
wszyscy tacy niedopici – bo dopiero zaczynamy.