poniedziałek, listopada 27, 2006

Red Moon

Chciałbym móc powiedzieć, że te uczucie smutku minęło, ale jedynie jego intensywność z czasem zmalała. Pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że tak naprawdę nie mam własnego kąta, w którym czułbym się dobrze....
Blood Red Moon
in the night
shines above
fiercely bright.

Dziś wychodząc po chleb do piekarni zauważyłem coś na czego nigdy przedtem nie widziałem. A może to już tam kiedyś było, a nie zwróciłem na to uwagi? Księżyc był dziwnie krwisto czerwony, schowany za chmurami, smutny, przygnębiający, a zarazem budzący fascynację.
I see it,
a forbidding
firery red-
Blood Red Moon
it speaks to me
as if pushing
me ahead...

Chciałem mu zrobić zdjęcie, ale tak szybko jak się pojawił w moim życiu tak szybko i znikł - po 30 min nie było już go w ogóle widać. Czy mnie fantazja poniosła? Czy naprawdę go widziałam? Doczytałem, że "Prześlizgując się przez ziemski cień, Księżyc przybrał niepokojące barwy i odcienie czerwieni podczas całkowitej fazy zaćmienia. Czerwonawe poświaty są spowodowane światłem słonecznym rozproszonym i załamanym przez atmosferę w zazwyczaj ciemnym, centralnym obszarze cienia", ale czar dzięki temu nie prysnął.
Is it a sign
from all the Gods
or is it simply
a planet that's
odd?

Od razu zmieniłem sobie kolory systemowe na odcienie czerni, czerwieni, karmazynu i indygo. Tapetę oczywiście też. Im dłużej na nią patrzę tym bardziej mi się podoba ten motyw. Czemu? Niedawno odkryłem w sobie, a właściwie pewna osoba przytrzymała mnie na właściwej ścieżce bym to odkrył, radość z rysowania pastelami. W każdym razie rysowałem coś w tych odcieniach i stwierdzam, że to najbardziej ekspresyjne barwy.
Many fear a
burning moon,
a sign of death,
of leaving life
too soon.

Ciekawe połączenie zimnych i ciepłych odcieni. Zależnie od nastroju, można obraz różnie odbierać. Pozatym emanuje z niego spokój i jakaś taka majestatyczność. Trochę mi to przypomina obraz Caspra D. Friedrich'a "Dwóch mężczyzn kontemplujących księżyc".
But, thinks I,
tis' not to be,
it's just a beauty
in the sky,
for all
to see!

Taks się rozpisałem o tych barwach, ale przez nie dzisiejszej nocy przeszedłem przez szeroką gamę uczuć - smutek, lęk, strach (no dobra, oglądałem też dziś "Egzorcyzmy Emily Rose"...), fascynacja i wreszcie spokój. Ahh, chyba znów sięgnę po arkusz papieru i pastele...

Długo się zastanawiałem, czy wrzucić ten rysunek, ale jak widać jednak to zrobiłem. Krzywo mi wyszły proporcje, ale jak na drugi rysunek w życiu rysowany pastelami to raczej ujdzie.

"Blue Fairy", format A3, 4 kolory
(kliknij by zobaczyć w pełnym rozmiarze)

piątek, listopada 17, 2006

Na rozstaju...

Życie to taka wycieczka po górach - raz się wchodzi na szczyt, a raz schodzi w dolinę. Ja wszedłem właśnie w taką dolinę i zaczynam kopać sobie grób... Co takiego się stało? Pojechałem na XXV OSCH do Pucka by odpowiedzieć sobie na pewne pytania, które mnie ostatnio dręczą.
...szukam znaku który się okaże drogowskazem...

Miałem pewne nadzieje związane z tą szkołą. Cieszyłem się na ten wyjazd. A co takiego zrobiłem? Z czterodniowej zabawy dwa pierwsze dni zmarnowałem na kończeniu swojej prezentacji, którą się tylko wstydu najadłem. Jestem żałosny...
...a ludzie cierpią przez swoje aspiracje...

Fuck it! Pojechałem nie po to by wygłosić jakiś referat, który nawet gdyby był "mega" nie zmieniłby nic w świecie nauki. Pojechałem tam by sobie z pewną osobą szczerze porozmawiać. No cóż... Jak zwykle zmarnowałem swoją okazję.
...poddałem się temu jestem sam sobie winien
to mi nie minie tak szybko tak łatwo
bo jesteś mą ofiarą, nadzieją, zagadką...

Puck skończył się dla mnie samotnym spacerem na molo i godzinnym wpatrywaniu się w zatokę pucką. Widok morza utkwił mi głęboko w pamięci. Wracając do domu uświadomiłem sobie, że stoję na rozstaju dróg - dwóch kobiet. A za mną zaczynają się od dziś palić wszystkie mosty. Innymi słowy muszę się wynieść z domu, bo już tutaj nie mogę spędzić spokojnej chwili.
...Chce do jednego miejsca na ziemi gdzie
problemy przestają mieć znaczenie...

Chyba jakiś czas muszę pobyć z samym sobą. Znajomych proszę o wyrozumiałość, jeśli się nie odezwę.
Sacrum bez kontaktu z otoczeniem

]:|

piątek, listopada 03, 2006

Shakuhachi

"Na zdrowie" - tak reaguje część ludzi na hasło w tytule. Shakuhachi to japoński bambusowy flet. Robiąc poster na XXV OSCh w Pucku został mi z 1 m bambusa. Nie wiedziałem co z nim zrobić, a wyrzucić jest szkoda, więc postanowiłem sobie zrobić shakuhatchi. No i muszę powiedzieć, że fajne dzwięki z niego się wydobwają, chociaż jeszcze w pełni nie jest gotowy, bo utaguchi muszę jeszcze zrobić, a nie mam akurat takiego materiału - 3mm pleksy. Ale i bez tego się ciężko na tym gra, ze względu na specyficzny sposób dmuchania na szczelinę rezonansową. Co mnie skłoniło do zbudowania tego fletu? Raz, że na flecie lubiłem grać na muzyce, a dwa ten filmik: Fajny jazz co nie i do tego w ciekawym rytmie - 5/4. Napisałbym więcej, ale mam taki teraz nawał pracy w związku z Puckiem, że nie wiem kiedy mam spać. ]:/