piątek, lutego 29, 2008

Taciturn devil

Po diabła mi wrażliwość
Aldona Borowicz


Jakże wtedy wirował mały wszechświat nad asfaltem
gdy posłannicy spod znaku niebieskiego krzyża
w niebyt odpalali wyhodowane przez siebie super warzywka

czasem z nudów grali w pajacyka przy kociej muzyce
(chyba nawet poe nie wymyśliłby takiej makabry)

a z chmur wypływało na wskroś przemoczone słońce
drgały małe planety i coraz mroczniejsze gwiazdy

i po diabła więc mi wrażliwość albo empatia
bo z moich uczuć przecież nic nie wynikło
prócz stęchłego smutku i usychającej trawy

żadna żarliwość drzewa ani dzikość gołębi

wciąż powtarzasz że noc tak chrapie we mnie
jakby w podziemnych wodach wrzał ciągły niepokój

może więc zamknę się w sześcianie milczenia
i będę tak trwać i czekać w obcym bólu
dotąd aż moje ciało okryje twardy pancerz

potem tryumfalnie pójdę w święte góry
tam wykrzyczę wszystkie wątrobiane żale
a wy tymczasem wybudujcie mi autostradę
prosto do piekła — — gładką i lśniącą
małym wszechświatem

niedziela, lutego 24, 2008

Contest

Przez ostatnie tygodnie stałem się dość podatny na wszelkiego rodzaju konkursy. Brałem udział w konkursie fotograficznym pt. "Codzienność Uniwersytetu Opolskiego". Oczywiście konkursu nie rozstrzygnięto. Jakoś mnie to nie dziwi, skoro o samym konkursie to dowiedziałem się na tydzień przed zakończeniem (a zawsze wypatruję nowych ogłoszeń). Tak samo dowiedziałem się, że była to druga edycja konkursu - o pierwszej też nic nie słyszałem. Znam osobę, która mogłaby bez problemu zgarnąć jakąś nagrodę w tym konkursie, ale z racji tego, że nie jest studentem UO dyskwalifikuje ją to na starcie. Jak dla mnie to te Biuro Promocji i Informacji UO nie działa tak wydajnie jak powinno. Anyway. Było. Minęło. Nałogowo od kilku tygodni grywam w neomanię. Mimo tego, że z reguły mieszczę się gdzieś w pierwszej 20 to cel ciągle nieosiągnięty - iPod Nano. Szkoda, bo jedynie muzyka potrafi mnie trochę złagodzić jak mam się tłuc z tym stadem bydła pociągiem dwa razy w ciągu dnia. Widać startuję nie w tych konkursach co trzeba. Całkiem niedawno odkryłem dla siebie pewien magazyn internetowy - Dragonię. Zainteresował mnie 19 numer z racji artykułu o pisaniu pracy magisterskiej w TEX'u, ale oczywiście rzuciłem okiem też na resztę. I tak oto trafiłem na ciekawy artykuł pt. "Czy pingwin może być torbaczem?", w którym to autorka ogłosiła konkurs. Przeczytałem od dechy do dechy, pogooglowałem, wysłałem maila i o dziwo przyszła parę dni temu odpowiedź, że wygrałem ]:D Jak ja kocham Open Source. Nie dość, że człowiek dostanie kilku nowych pomysłów, nauczy się czegoś nowego to jeszcze wygra coś przy tym. Artykuł o enigmatycznym tytule gorąco polecam. Cały magazyn oczywiście też. Ciekaw jestem, kto wygoogluje odpowiedź po przeczytaniu tekstu poniżej 10 minut tak jak ja...

czwartek, lutego 21, 2008

Oscillating

Lubię matematykę za to, że znajdzie się zawsze jakiś matematyczny model, który potrafi opisać rzeczywistość. Może nie potrafię jak John Nash w filmie "Piękny Umysł" opisać ruchu gołębi zbierających kruszyny modelem matematycznym, ale tak nasuwa mi się inny. Mój wysiłek/pracę laboratoryjną/ilość wypitej kawy w minionym tygodniu opisuje najlepiej równanie drgań w oscylatorze harmonicznym tłumionym. Wygląda to tak:
Najpierw miałem bardzo długi niedzielo-poniedziałek. Wedle mojej rachuby jakieś 39 h bez snu, ale co do tego nie jestem pewien, bo wieczorem przypominałem raczej zombi, albo warzywo niż człowieka. Wiadomo, że potem odsypiałem ten eksces we wtorek za co mi się w środę oberwało od promotora i spadła na mnie analiza widm NMR. Reszta tygodnia do piątku, była lightowa - siedzenie przed komputerem i szukanie literatury to dla mnie pryszcz. Jeśli przypatrzymy się wykresowi zauważymy, że posiada on granicę do której dążą wartości funkcji - zero. Innymi słowy "+" na wykresie oznacza "po kawie urosły mi skrzydła, wzbiłem się ponad ziemski padół w chmurę gwiezdnego pyłu, nadałem zdolności ponadludzkich i teraz zreorganizuję matrixa, wynajdę lek na raka, przeniosę parę gór i przy okazji napiszę trochę pracy magisterskiej", "-" oznacza "Zzzzło... Zzzz... Zzzzło... ]X) Zzzzz...", a "zero"... No cóż... Nienawidzę zera, bo w moim wypadku oznacza ono całą sobotę spędzoną w łóżku za sprawą grypy żołądkowej. Nie ma to jak wirujący pokój i 38.4°C gorączki, by sobie nazbierać znów odpowiednią ilość pracy na nowy tydzień, by ruszyć ten oscylator od początku. Jestem ciekaw, czy kiedykolwiek nauczę się tej systematyczności, której innym tak zazdroszczę, bo nie musieć dokonywać rzeczy, które są na granicy moich sił.

niedziela, lutego 17, 2008

Hmm...

Jakby kogoś to interesowało(i tak wiem, że nie) to nadal żyję... Ostatnio nie piszę notek, bo nie czuję ku temu potrzeby, a przynajmniej nie czułem do teraz. Nie będę się też teraz rozpisywał co ostatnio robiłem, ani co się kryje w otchłani moich mrocznych myśli... W zamian za to podzielę się stroną, która przypadła mi bardzo do gustu, a właściwie mirrorem strony, bo oryginalna (http://misanthropia.net/) nie jest już przez autora prowadzona. To co mnie osobiście urzekło w tej stronie, to nie treść medialna - zdjęcia i muzyka mówią same za siebie, ale list publiczny autora w jakich okolicznościach tworzył to co tworzył...

sobota, lutego 02, 2008

Avoiding the Touch

DZIEŃ SIÓDMY Wzeszło słońce i zaczęło mnie ogrzewać. Pomyślałem, jak miło byłoby tam zostać, nie ruszać się, nie czuć bólu. Byłem tak blisko, żeby to zrobić... Szczerze wierzyłem, że nie uda mi się tego przejść. Wierzyłem również, że umrę. I spokojnie przyjąłem to do wiadomości. To trochę bez sensu dalej się czołgać, jeżeli nie wierzysz, że ci się uda. To chyba to uczucie samotności, poczucie opuszczenia. Towarzyszyło mi cały czas. Nie czołgałem się, bo myślałem, że przeżyję. Chciałem być z kimś, kiedy będę umierał. To było symboliczne pożegnanie z nim, w mojej świadomości. Wypiłem wtedy litry wody. Jakby wlanie paliwa, czułem jak natychmiast odzyskuję siły. Sikałem w spodnie. Pamiętam mile uczucie rozchodzącego się ciepła. To było powolne wykańczanie się. Nie fizycznie, to było naturalne. Ale gubienie samego siebie. Nie zostaje nic. Nic cię już nie obchodzi. Tracisz godność. Nie ma znaczenia, czy jesteś dzielny, czy tchórzysz. Nie masz nic. Dziwne. Wciąż poddawałem się testowi 20 minut. Wtedy zobaczyłem ślady. Byłem przekonany, że to Simon i Richard. Że są gdzieś z tyłu i idą za mną. Czołgałem się dalej przekonany całkowicie, że są za mną. Myślałem: "Głupku, przecież by ci pomogli. Idą z tyłu, bo nie chcą wprawiać mnie w zakłopotanie, bo zsikałem się i płakałem." Nie wiem jak długo to trwało, może ok. godziny. Dotarło do mnie, że to bzdury. Kiedy zrozumiałem, że ich tam nie ma, byłem zdruzgotany. Około czwartej dotarłem do jeziora. Wiedziałem, że na jego drugim końcu jest pagórek. Ze szczytu tego pagórka mogłem spojrzeć w dolinę, w której był obóz. Mógłbym zobaczyć namiot. Pomyślałem wtedy: "Przejdę to. Dam radę to przejść." Ale następną myślą było: "Czy ktoś tam będzie? To już cztery dni, jak nie widziałem Simona." A potem: "dlaczego do diabła, mieliby tam być?" Wiedziałem, że ściemnia się o szóstej i że muszę tam dojść. Starałem się zrobić to najszybciej jak potrafiłem. Przez resztę popołudnia dręczyło mnie uczucie, że nie dam rady. Nie zwracałem uwagi na pogodę. Wyruszyłem o czwartej. O szóstej, kiedy dotarłem na morenę, pogoda się zmieniła. Kiedy spojrzałem w dolinę, była cała w chmurach. Długo siedziałem płacząc, nie wiedząc, co robić. Myślałem o tym, żeby wślizgnąć się do śpiwora, ale śmierć w śpiworze z jakiegoś powodu wydawała się żałosna. Nie wiem dokładnie, co działo się przez resztę nocy. Patrzyłem na zegarek i nagle wszystko zaczęło się rozpadać. Odpłynąłem, nie wiem co robiłem. Nie pamiętam, żebym myślał o kimś lub czymś szczególnym. O kimś, kogo wtedy kochałem. Był taki moment, że przyczepiła się do mnie piosenka zespołu Boney M. (Brown girl in the ring tra la la la la). A ja nawet nie lubię ich muzyki. (There's a brown girl in the ring tra la la la la la) Ciągle, ciągle, godzinami. (She looks like a sugar in a plum plum plum) Ze wszystkich sił starałem się jej pozbyć. Pomyślałem: "kurwa, umrę przy Boney M." Pamiętam, że czasami nie tyle budziłem się, bo nie spałem przez cały czas, co uświadamiałem sobie, że tam siedzę, nie wiedziałem, gdzie jestem. było ciemno, padał śnieg i wydawało mi się, że znowu jestem na lodowcu a potem, że przed barem i znów mnie pobili. Potem znowu odpływałem.
* * *
Nie często zdarza mi się zobaczyć taki świetny film, który budzi potem we mnie taką burzę myśli...