Lubię matematykę za to, że znajdzie się zawsze jakiś matematyczny model, który potrafi opisać rzeczywistość. Może nie potrafię jak John Nash w filmie "Piękny Umysł" opisać ruchu gołębi zbierających kruszyny modelem matematycznym, ale tak nasuwa mi się inny. Mój wysiłek/pracę laboratoryjną/ilość wypitej kawy w minionym tygodniu opisuje najlepiej równanie drgań w oscylatorze harmonicznym tłumionym. Wygląda to tak:
Najpierw miałem bardzo długi niedzielo-poniedziałek. Wedle mojej rachuby jakieś 39 h bez snu, ale co do tego nie jestem pewien, bo wieczorem przypominałem raczej zombi, albo warzywo niż człowieka. Wiadomo, że potem odsypiałem ten eksces we wtorek za co mi się w środę oberwało od promotora i spadła na mnie analiza widm NMR. Reszta tygodnia do piątku, była lightowa - siedzenie przed komputerem i szukanie literatury to dla mnie pryszcz. Jeśli przypatrzymy się wykresowi zauważymy, że posiada on granicę do której dążą wartości funkcji - zero. Innymi słowy "+" na wykresie oznacza "po kawie urosły mi skrzydła, wzbiłem się ponad ziemski padół w chmurę gwiezdnego pyłu, nadałem zdolności ponadludzkich i teraz zreorganizuję matrixa, wynajdę lek na raka, przeniosę parę gór i przy okazji napiszę trochę pracy magisterskiej", "-" oznacza "Zzzzło... Zzzz... Zzzzło... ]X) Zzzzz...", a "zero"... No cóż... Nienawidzę zera, bo w moim wypadku oznacza ono całą sobotę spędzoną w łóżku za sprawą grypy żołądkowej. Nie ma to jak wirujący pokój i 38.4°C gorączki, by sobie nazbierać znów odpowiednią ilość pracy na nowy tydzień, by ruszyć ten oscylator od początku.
Jestem ciekaw, czy kiedykolwiek nauczę się tej systematyczności, której innym tak zazdroszczę, bo nie musieć dokonywać rzeczy, które są na granicy moich sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz