poniedziałek, kwietnia 30, 2007

Driving in the sun...

Dziś miałem nawet bardzo piękny dzień, bo miałem okazję pospacerować sobie po przy zamkowym parku w Rogowie Opolskim. Nastrzelałem dużo ładnych zdjęć, ale niestety z braku czasu zamieszczam tylko jedną, bo za 2 godziny mam pociąg. Dokąd jadę? Wybieram się na tydzień w Bieszczady, a konkretnie do małej wioski o wdzięcznej nazwie Smerek(jakoś mi się kojarzy z Żwirkiem i Muchomorkiem, ale to szczegół) leżącej 5 km od Wetliny na XXVI Ogólnopolską Szkołę Chemii. Mówiąc krótko - środek dziczy, a w około pełno (al)chemików odprawiających czarne rytuały...
];)

We’ve been on the run
Driving in the sun
Looking out for #1
Smerek here we come!

czwartek, kwietnia 26, 2007

Bloody day

- A gdzie krew?
- Tutaj. Jeszcze świeża. Zimna.

Rozmowa jak z filmu, tyle że autentyczna - dzisiejsza. Życie studenta chemii jest naprawdę dziwne. Kiedyś na widok krwi robiło mi się słabo, a dziś narzekałem, że się nie odbarwia po dodaniu odczynnika. Jak ja nie cierpię tej biochemii. Ach...

Dobra, pomarudziłem sobie na blogu, to teraz mogę wrócić do pisania tych zakichanych sprawozdań. Na koniec jeszcze krwisty wiersz.

RAFAŁ WOJACZEK
Mówię do ciebie cicho

Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił
I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi
Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi
Mówię tak cicho aż mój cień jest biały

Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała
które upada w noc gorącą kroplą
Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen
płonie twój pot na mojej skórze

Mówię do ciebie tak cicho jak ptak
o świcie słońce upuszcza w twoje oczy
Mówię tak cicho
jak łza rzeźbi zmarszczkę

Mówię do ciebie tak cicho
jak ty do mnie

wtorek, kwietnia 24, 2007

Ants

Dziś wracając do domu natrafiłem na powyższe mrówki biegająceh po chodniku i ciągnące za sobą martwe żuki do kolonii. Tak sobie pomyślałem, że mogę się porównać do takiego żuka. Czemu? Bo nie wiadomo jak człowiek się będzie starał, to zawsze się znajdą takie małe mrówki, które w końcu i tak nas ubiją.

Razem z kolegą referowaliśmy się dziś na wystąpieniu seminaryjnym na temat naszej pracy magisterskiej. Dwa tygodnie solidnych przygotowywań, trenowania do bólu wystąpienia... Zrobiłem piękną animację we flashu, dobrałem piękne tło do prezentacji, wycieniowałem wszystko... Mówiąc krótko ładnie się by tą prezentację oglądało. Mówię, że ładnie by się oglądało, bo taka ładna nie była. Na tym durnym komputerze na auli wykładowej był wgrany MS Office 97 czy coś takiego, a że nasza prezentacja była w MS Office XP to oczywiście wszystkie rysunki, animacje program tak zmasakrował, że momentami się zastanawiałem co tam mam na slajdzie...

Niby taka jedna mała niepozorna mrówka, ale już paręnaście takich małych potrafi zabić żuka...
Life sucks ]:(

niedziela, kwietnia 22, 2007

Retro install


Wczoraj musiałem zainstalować na nowo XPka. Problem w tym, że nie bardzo wiedziałem jak. Tak, wiem co przed chwilą napisałem i nie jest to objaw starczej demencji. Otóż sprawa wyglądała następująco. Komputer ma już parę lat, parę spalonych podzespołów - krótko mówiąc ledwo zipie. Nie dawno włożyłem do niego "nowego" GeForce4 Ti 4200 i nawet się wygodnie na nim pracuje. Sęk w tym, że musiałem zrobić instalację z sformatowaniem partycji systemowej.
Standardowo to wkłada się CD, ustawia się w BIOSie first boot device na CD i już można instalować. Nie u mnie ];) Aż sam się zdziwiłem. Podczas instalacji z płyty wyskakuje komunikat "Sprawdzanie konfiguracji komputera..." po czym nastaje czarny ekran. Chodzi o to, że instalator korzysta z jakiegoś trybu grafiki, który u mnie już przestał działać. Instalka z poziomu obecnego systemu jest możliwa, ale nie pozwala na formatowanie. I tak powstała sytuacja patowa, która się pogarszała z godziny na godzinę, bo robaczki, które chciałem wybić z dysku formatem szalały pełną parą. Pomyślałem, że pewnie MS wymyślił jakiś mądry sposób na zmianę trybu wyświetlania podczas instalacji. Po 3 godzinach googlowania doszedłem do wniosku, że jednak nie wymyślił ]:| ...
Wtedy mnie olśniło. Pamięta ktoś jak się instalowało kiedyś systemy jak jeszcze napędy CD-ROM były nowością, nie wspominając już o napędach DVD? Magiczna dyskietka mnie uratowała. Poszperałem i znalazłem program MS, który nagrywa na 6 dyskietek ten DOSopodobny niebieski instalator, którego niestety nie mogłem zobaczyć przy instalacji z płyty. I wszystko poszło jak po maśle.
Nie będę się tutaj rozwodził na temat czy windows czy linuks jest lepszym systemem, bo są nieporównywalne, ale wydaje mi się, że instalacja każdego powinna trwać maksymalnie 15 minut tworząc środowisko w którym można już coś zrobić, a w tle pobierając kolejne składniki instalacji/aktualizacji, tak jak to jest na ARCH Linuksie. Moja instalacja XP trwała niestety 5 godzin wliczając w to szukanie sposobu instalacji, cyrk z wkładaniem dyskietek do napędu, instalację wszystkich sterowników i programów. Ach... Przypomina mi się takie zdanie
Komputer pozwala wykonać osiem razy szybciej czynność, której bez komputera nigdy byśmy nie robili.

];)

Let's talk about Science

Co za zabiegany tydzień. Wreszcie znalazłem chwilkę czasu by napisać małą(albo i nie) notkę o tym w czym ostatni weekend brałem udział. Mam tu na myśli I Opolskie Sympozjum Kół Naukowych - spotkanie, w którym brały udział koła naukowe Uniwersytetu Opolskiego oraz Politechniki Opolskiej. Impreza odbyła się w dwa dni, które dla mnie jako, że należę do organizatorów były bardzo zabieganymi. Jakie mam odczucia po tym wszystkim? Szczerze to takie mieszane z przewagą tych pozytywnych. Po raz kolejny potwierdza się powiedzenie, że chemik jest w stanie zrozumieć co mówią inni ludzie, ale chemika zrozumieć jest ciężko. Ja chyba musiałem gadać wyjątkowo głupio jak się referowałem(a było to pierwsze wystąpienie studenckie na sympozjum zaraz po wystąpieniu zaproszonego profesora), bo dostałem wyróżnienie za najlepszy referat za co dostałem "Preparatykę Chemiczną" Vogla. Dla tych co nie wiedzą - to coś w rodzaju książki kucharskiej dla chemika organika. Tam raczej nic nie pisze o "szatkowaniu substratów", ale znajdują się dość ciekawe przepisy między innymi na substraty do pewnych zabawek. Jak na takich imprezach bywa odbyły się wystąpienia ustne oraz sesja posterowa. No właśnie - Postery. Fajnie się to ogląda, ale noszenie płyt na których się te postery wywiesza nie było przyjemnością... Jeśli chodzi o to co mi się podobało to były dwie rzeczy - pokazy chemiczne(które m.in. ja robiłem, a które wyszły dość ciekawie) oraz grill integracyjny. Pogoda dopisała, piwko było, kiełbaski były no i oczywiście piękne dziewczyny też były ];) Dobra czas się streszczać. Na koniec jeszcze fotka grupowa - resztę wgram dziś lub najpóźniej w poniedziałek do galerii KNCH.

czwartek, kwietnia 12, 2007

OK


Całe szczęście, że nie można sobie tak po prostu kupić za grosze katany w sklepie, bo bym pewnie był w wieczornych wiadomościach - "Rzeź, masakra w biały dzień - tak świadkowie opisują wydarzenia dzisiejszego popołudnia w centrum Opola. Szaleniec idąc na dworzec PKP za pomocą miecza samurajskiego wycinał w pień każdą napotkaną osobę...". Życie jest piękne, a tym bardziej w takie dni jak się ma ochotę coś rozwalić. Muszę sobie znaleźć jakiś dobry sposób na odreagowanie się. I to szybko. Tak mi się teraz przypominają słowa Farina Urlauba z jednego wywiadu:
Das Leben ist schön, und wenn es grad' mal nicht schön ist, dann mach ich's mir schön. Und wenn es dann immernoch nicht schön ist, dann red' ich's mir schön.
Nie ma ktoś starej gitary pożyczyć do rozwalenia?
Ech... Szkoda ]:(

środa, kwietnia 11, 2007

Where do you go?

- Gdzie idziesz?
- Na północny-wschód.
- ??

wtorek, kwietnia 10, 2007

Touch me


Josif Brodski

DOTKNIJ MNIE
tłum. Stanisław Barańczak


Dotknij mnie - pod palcami poczujesz rzep uschły,
wilgoć wieczoru lub poranka, tętno
kamieniołomu miasta, oddech stepowej pustki,
tych, którzy już nie żyją, lecz których pamiętam.
Dotknij mnie - a poczujesz pod czubkami palców
wszystko to, co istnieje poza mną, beze mnie,
co nie wierzy mnie, mojej twarzy, memu paltu,
wpisując nas w swój bilans zawsze po stronie ujemnej.

poniedziałek, kwietnia 09, 2007

Loop and Buffer

No cóż, mój dzisiejszy ranek i popołudnie nie mogę nazwać udanym. Zapewne gdyby nie czerwone wino czas nie minąłby mi tak znośnie. Wspominałem już, że nie znoszę imprez rodzinnych? Chyba nie. Anyway. Dziś wieczorem wzięło mnie na obejrzenie mojego ulubionego brytyjskiego serialu komediowego - Coupling - tak jakoś z upojenia alkoholem dla poprawy nastroju ];) Tak sobie przypomniałem chyba najmądrzejszą, a zarazem najśmieszniejszą scenę z całego serialu na temat co tak naprawdę myślą faceci o kobietach. Jeff z serialu zawsze mnie powalał na ziemię swoimi tekstami, ale ta dyskusja jest naprawdę filozoficzna. Dlaczego dziewczyny się tak dziwią, że my faceci podczas rozmowy z nimi zachowujemy się jak małpy? Pewnie nigdy nie słyszały teorii "buforu nagości"


PS. Kogo zainteresował ten odcinek niech sobie zobaczy część drugą i trzecią.

środa, kwietnia 04, 2007

Deep forest run

W zeszły wtorek postanowiłem, że pójdę sobie z aparatem fotograficznym w las porobić parę fotografii, a w szczególności makrofotografii przyrody. Chciałem znaleźć sobie coś małego, a zarazem ciekawego w całym tym wielkim lesie.
- Boję się Poncho.
- Bullshit. Ty się nie boisz nikogo.
- Tam coś jest i czeka na nas, i to nie jest człowiek. Wszyscy zginiemy.

Las momentami wyglądał groźnie...

...ale też i pięknie.


Po mniej więcej godzinie chodzenia przeszła mi ochota na robienie zdjęć. I wtedy to się stało...
- Co ona mówi?
- Mówi, że dżungla przyszła i go zabrała...

... naszła mnie ochota na bieg przez las. W melodię absurdu urządziłem sobie mały leśny parkour przez wszystkie napotkane zwalone drzewa, górki, dołki i krzaki. Dawno nie miałem takiego skoku adrenaliny...
- Stary, krwawisz.
- Nie mam czasu, by krwawić.
... i takiej zdartej od krzaków skóry oraz takich zakwasów w udach. Ale suma sumarum to było fajnie. Szkoda tyle, że przez następne 2 dni próbowałem się z tych zakwasów wylizać bezskutecznie ];)

niedziela, kwietnia 01, 2007

Rage, frustration and halcyon

W ubiegłą środę doszedłem do wniosku, że nienawidzę komputerów. Pięć godzin siedzenia i aktualizacji systemu przy bardzo wolnym downloadzie pakietów wysłuchając przy tym właściwie non-stop mantrę "ale daj mi uprawnienia administratora, żebym mógł sobie GG i Skype zainstalować". Gdy przyszedł czwartek mój "developer" zaraz z rana utwierdził mnie w tym przekonaniu skutecznie nie pozwalając napisać sprawozdania z wykonanego ćwiczenia laboratoryjnego. Piątek. No cóż... Parę godzin siedziałem i wklepywałem tekst...


- Cóż czytasz, mości książę?
- Słowa, słowa, słowa.

...który mi dyktowano. Niestety życie nie jest jak Hamlet - "Daj tu pogrubienie. Albo nie... Daj większą czcionkę. Nie... Z pogrubieniem to lepiej wyglądało". Ach... Jak tak dalej pójdzie to ta moja kreatywność kiedyś od tego umrze.
Dziś przynajmniej się coś zmieniło. Długo myślałem nad słowami przyjaciółki, która mi powiedziała, że to nie maszyny nienawidzę, lecz ludzi którzy są po drugiej stronie światłowodu. Rozmyślałem tak długo nad tym, aż wreszcie przyszedł spokój. Bo w tej cyfrowej dżungli pełnej "Poklikamy?"(sama się kliknij), "Jeśli tego nie prześlesz dalej to naprawdę nie masz serca"(no nie mam - akurat jest w naprawie), "Viagra - only 30$"(yeah, right... Do I look like I need it?) itd. jest jeszcze garstka kreatywnych ludzi, którzy mają ciekawe pomysły i sprawiają, że jednak warto przebijać się przez ten gąszcz by się z nimi spotkać. By przekroczyć ten próg do innego, niezrozumiałego i niedostepnego dla każdego, a zarazem pięknego, twórczego świata.

Ma réalité m´a pardonné
Napewno mi wybaczy - zawsze to robi ]:)

PS. Jak ktoś ma wolną, kawową chwilkę to polecam tekst o małpach w internecie.