czwartek, grudnia 28, 2006

Microcosmos in macrosize

Tak naprawdę moją percepcję otaczającego mnie świata ukształtowały dwa filmy - "American Beauty" i "Matrix". Czemu? Bo po obejrzeniu uczą dwóch rzeczy:
  1. "Look closer" - motto przewodnie "American Beauty", skłania mnie zawsze do przyjrzenia się osobie, rzeczy, zjawisku dokładniej. Wtedy pewne ważne wspomnienia są wyraziste.
  2. "What is "real"? How do you define "real"? If you’re talking about what you can feel, what you can smell, what you can taste and see, then real is simply electrical signals interpreted by your brain." Te słowa Morfeusza skłaniają człowieka do zwiększenia doznań zmysłowych, bo to one definiują postrzeganą przez nas rzeczywistość.
Jakoś tak wzieło mnie nad refleksje na temat mojej rzeczywistości. Może to przez zbliżający się Nowy Rok, a może to sprawka albumu, którego słucham od dwóch dni.... Do czego zmierzam? W końcu nauczyłem się robić makrofotografie tym moim starym aparatem i tak powstały te oto zdjęcia - fragmenty mojej rzeczywistości uchwycone z nieco innego punktu widzenia niż go mam na codzień. Moja komórka. Stara. Szary wyświetlacz. Ogólnie spełnia swoją funkcje - pokazuje mi czas i budzi rano ]:) Ale teraz jak parzę na nią z tej perspektywy to mam wrażenie, że wygląda trochę jak Porsche Carrera... Kwesta punktu widzenia.Bryloczek Radia Opole do komórki. Rano wstaję, wrzucam co popadnie do plecaka i lecę na pociąg. Ciągle w biegu... Jakoś nigdy wcześniej nie zauważyłem, że ten nadruk już się ściera. Jak ten czas leci... Kwesta punktu widzenia. Śrubokręt. Tyle razy rozkręcałem nim kompa. Jakoś nigdy nie zwróciłem uwagi na piękno materiału, ciągle tylko na użyteczność. Ma w sobie coś z kryształu górskiego... Kwesta punktu widzenia. Parę dni temu wreszcie wstawiłem utaguchi do mojego shakuhachi. Trochę mi to ułatwiło grę na nim, ale nadal jest ciężka. Moja fascynacja do tego instrumentu rośnie. W świetle flashu aparatu wygląda jak aktor na scenie teatralnej grający samotnie w samym środku światła reflektora... Kwesta punktu widzenia.Kwiatek z pokoju. Z boku to po prostu takie przerośnięte ziele. Z góry - zielona supernova, która zdobywa przestrzeń... We wszystkich kierunkach.... W każdej chwili - teraz też... Można poczuć jak żyje, jak rośnie... Kwesta punktu widzenia.Ot sobie kredki pastelowe. Odcienie Indygo. Ale tak naprawdę to te barwy są najpiękniejszymi na świecie ze względu na nastrojowość. Patrząc dokładniej widać, że nie tylko one zostawiły ślady na papierze, lecz papier też na nich... Kwesta punktu widzenia.Śnieg. TEN śnieg. Ten pierwszy prawdziwy tej zimy. Czy aby jest prawdziwy? A może to nie śnieg, a gwiazdy na bezchmurnym niebie? Wygląda na jedno i drugie... Kwestia punktu widzenia. Oświetlenie świąteczne, czy gwiazdka z nieba? Kwestia punktu widzenia? Nie. Można na coś patrzeć z innej perspektywy, ale dopóki to w nas nie wzbudzi jakiś emocji, obojętnie czy pozytywnych, czy negatywnych, dopóty nasz świat będzie ubogi i szary, bo wspomnienia z czasem bledną, aż w końcu znikną. Dla mnie to jest gwiazdka z nieba, bo taką sobie życzę. Taki pozytywny aspekt tych świąt nadający im barw. Bo inny świat jest tutaj przed oczami, trzeba go tylko dostrzec...

niedziela, grudnia 24, 2006

Nowy pingwin na gwiazdkę

Ostatnio mam taki greench'owy nastrój, ale nie będę się tutaj tłumaczył czemu. Raczej opowiem co robiłem ostatnie 2 dni. Od mojego ostatniego feralnego upgradu kernela i reinstalki ARCH'a straciłem internet na linuksie. Korzystając z przedwigilijnego czasu wolnego zabrałem się za rozpracowanie tego małego, ale jakże wrednego problemu. Czytałem fora, pytałem google i ciągle nic. Aż do wczoraj kiedy to dowiedziałem się, że właśnie wyszedł ARCH Linux 0.8 o kryptonimie "VooDoo". Taa, odrazu puściłęm sobie "Voodoo people" Prodigy ]:) i zabrałem za ściąganie ISO. Zainstalowałem sobie, sterowniki do modemu zadziałały i... TADA internet znów był. Ale szczerze to miałem cykora, że po wgraniu paczek znów się coś zwali i net padnie, dlatego nie robiłem reboota tylko zarzuciłem pacmanowi jak najwięcej pakietów do pobrania, tak że jakby co się stało to będę je miał na dysku. Nic się nie stało, ale zabawne było to: [root@developer ~]#uptime 20:07:26 up 18:52, 4 users, load average: 0.07, 0.17, 0.37 Ładnie, prawie 19 godzin non-stop chodził system. To chyba mój osobisty rekord na linuksie. Ustawienie wszystkiego w taki sposób jakbym chciał okazało się nie takie proste jak bym chciał. Okazało się, że Xorg ma jakieś zatargi z KDE i za nic świecie nie chiał mi uruchomić tryb graficzny. W końcu problem rozgryzłem i wtedy sobei coś przypomniałem co widziałem kiedyś na youtube.com, o czym czytałem już na wikipedii i o czym mówił też artykuł przeczytany w jakimś czasopiśmie komputerowym w Empiku. Słowo klucz - BERYL. U mnie to wygląda nieco inaczej: Ja ostatnio polubiłem indygo i różne odcienie niebieskiego i czerni, stąd ta tapeta. Nawet screenem uchwyciłem efekt minimalizacji amaroka. Nie ma to jak nowy, piękny linux na święta. Hmm... Jak tak na tą tapetę patrzę to dostałem inspiracji na pewien rysunek. Spadam po kawę i pastele ]:)

czwartek, grudnia 21, 2006

Like a shadow...

...On The Wall If You Come or If You Go Not protected by The Law But Still... Incognito
Ahh, jak ja kocham ten album Enigmy. Tak mi się ta piosenka przypomniała dziś jak wracałem z uczelni. Czemu? Bo wracając dzisiaj z kołowej wigilii miałem dziwny nastrój, a akurat aparat miałem przy sobie. Tak powstało parę fotek. Zadziwiające co ta stara, 3.1 megapikselowa, przekłamująca kolory matryca czasem uchwyci. Uchwycić uczucia jest niezwykle ciężko...

środa, grudnia 06, 2006

Feeling the same way all over again...

Zacznę od rysunku - zacząłem go rysować w ten sam wieczór, kiedy zobaczyłem ten czerwony księżyc, ale jakoś nie mogłem ostatniej ćwiartki skończyć na szybko. Rysunek powstał na bazie mojej tapety - za długo się w nią wpatrywałem ];) Co do reszty... no cóż... Mam taką huśtawkę nastrojów - złość, smutek, obojętność, znów złość, dlatego znów mnie rzuciło na pewne muzyczne kawałki. Znalazłem sobie utwór za którym już kiedyś szalałem - melodia tytułowa z serialu "Angel". Wykonany przez Darling Violetta utwór oficjalnie się zwie "Angel", ale od fanów otrzymał nazwę "Catharsis of Sufferan". Jak ja kocham tą wiolonczelę za tą nastrojowość. Anioła sobie słucham jak jestem wzburzony, ale ostatnio uczucia przechodzą w jedno - obojętność. Pociąg uciekł - co z tego? Nie byłem na zajęciach - co z tego? Z pewnymi osobami nie rozmawiam - co z tego? Dziennie budzę się po 8, powinienem już o 6 - co z tego? Coś czuję, że to się za chwilę obróci przeciwko mnie, przynajmniej niedopatrzenia jeśli chodzi o moje obowiązki. W tym wszystkim znów odkrywam na nowo album "Come Away with Me" Nory Jones, a w szczególności tą piosenkę:
Aha 2 dni temu znalazłem coś ciekawego w necie i teraz mam projekt do realizacji, jak skończę to go na pewno tutaj opiszę. Pierwsze fotki są już obiecujące. ]:)

poniedziałek, listopada 27, 2006

Red Moon

Chciałbym móc powiedzieć, że te uczucie smutku minęło, ale jedynie jego intensywność z czasem zmalała. Pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że tak naprawdę nie mam własnego kąta, w którym czułbym się dobrze....
Blood Red Moon
in the night
shines above
fiercely bright.

Dziś wychodząc po chleb do piekarni zauważyłem coś na czego nigdy przedtem nie widziałem. A może to już tam kiedyś było, a nie zwróciłem na to uwagi? Księżyc był dziwnie krwisto czerwony, schowany za chmurami, smutny, przygnębiający, a zarazem budzący fascynację.
I see it,
a forbidding
firery red-
Blood Red Moon
it speaks to me
as if pushing
me ahead...

Chciałem mu zrobić zdjęcie, ale tak szybko jak się pojawił w moim życiu tak szybko i znikł - po 30 min nie było już go w ogóle widać. Czy mnie fantazja poniosła? Czy naprawdę go widziałam? Doczytałem, że "Prześlizgując się przez ziemski cień, Księżyc przybrał niepokojące barwy i odcienie czerwieni podczas całkowitej fazy zaćmienia. Czerwonawe poświaty są spowodowane światłem słonecznym rozproszonym i załamanym przez atmosferę w zazwyczaj ciemnym, centralnym obszarze cienia", ale czar dzięki temu nie prysnął.
Is it a sign
from all the Gods
or is it simply
a planet that's
odd?

Od razu zmieniłem sobie kolory systemowe na odcienie czerni, czerwieni, karmazynu i indygo. Tapetę oczywiście też. Im dłużej na nią patrzę tym bardziej mi się podoba ten motyw. Czemu? Niedawno odkryłem w sobie, a właściwie pewna osoba przytrzymała mnie na właściwej ścieżce bym to odkrył, radość z rysowania pastelami. W każdym razie rysowałem coś w tych odcieniach i stwierdzam, że to najbardziej ekspresyjne barwy.
Many fear a
burning moon,
a sign of death,
of leaving life
too soon.

Ciekawe połączenie zimnych i ciepłych odcieni. Zależnie od nastroju, można obraz różnie odbierać. Pozatym emanuje z niego spokój i jakaś taka majestatyczność. Trochę mi to przypomina obraz Caspra D. Friedrich'a "Dwóch mężczyzn kontemplujących księżyc".
But, thinks I,
tis' not to be,
it's just a beauty
in the sky,
for all
to see!

Taks się rozpisałem o tych barwach, ale przez nie dzisiejszej nocy przeszedłem przez szeroką gamę uczuć - smutek, lęk, strach (no dobra, oglądałem też dziś "Egzorcyzmy Emily Rose"...), fascynacja i wreszcie spokój. Ahh, chyba znów sięgnę po arkusz papieru i pastele...

Długo się zastanawiałem, czy wrzucić ten rysunek, ale jak widać jednak to zrobiłem. Krzywo mi wyszły proporcje, ale jak na drugi rysunek w życiu rysowany pastelami to raczej ujdzie.

"Blue Fairy", format A3, 4 kolory
(kliknij by zobaczyć w pełnym rozmiarze)

piątek, listopada 17, 2006

Na rozstaju...

Życie to taka wycieczka po górach - raz się wchodzi na szczyt, a raz schodzi w dolinę. Ja wszedłem właśnie w taką dolinę i zaczynam kopać sobie grób... Co takiego się stało? Pojechałem na XXV OSCH do Pucka by odpowiedzieć sobie na pewne pytania, które mnie ostatnio dręczą.
...szukam znaku który się okaże drogowskazem...

Miałem pewne nadzieje związane z tą szkołą. Cieszyłem się na ten wyjazd. A co takiego zrobiłem? Z czterodniowej zabawy dwa pierwsze dni zmarnowałem na kończeniu swojej prezentacji, którą się tylko wstydu najadłem. Jestem żałosny...
...a ludzie cierpią przez swoje aspiracje...

Fuck it! Pojechałem nie po to by wygłosić jakiś referat, który nawet gdyby był "mega" nie zmieniłby nic w świecie nauki. Pojechałem tam by sobie z pewną osobą szczerze porozmawiać. No cóż... Jak zwykle zmarnowałem swoją okazję.
...poddałem się temu jestem sam sobie winien
to mi nie minie tak szybko tak łatwo
bo jesteś mą ofiarą, nadzieją, zagadką...

Puck skończył się dla mnie samotnym spacerem na molo i godzinnym wpatrywaniu się w zatokę pucką. Widok morza utkwił mi głęboko w pamięci. Wracając do domu uświadomiłem sobie, że stoję na rozstaju dróg - dwóch kobiet. A za mną zaczynają się od dziś palić wszystkie mosty. Innymi słowy muszę się wynieść z domu, bo już tutaj nie mogę spędzić spokojnej chwili.
...Chce do jednego miejsca na ziemi gdzie
problemy przestają mieć znaczenie...

Chyba jakiś czas muszę pobyć z samym sobą. Znajomych proszę o wyrozumiałość, jeśli się nie odezwę.
Sacrum bez kontaktu z otoczeniem

]:|

piątek, listopada 03, 2006

Shakuhachi

"Na zdrowie" - tak reaguje część ludzi na hasło w tytule. Shakuhachi to japoński bambusowy flet. Robiąc poster na XXV OSCh w Pucku został mi z 1 m bambusa. Nie wiedziałem co z nim zrobić, a wyrzucić jest szkoda, więc postanowiłem sobie zrobić shakuhatchi. No i muszę powiedzieć, że fajne dzwięki z niego się wydobwają, chociaż jeszcze w pełni nie jest gotowy, bo utaguchi muszę jeszcze zrobić, a nie mam akurat takiego materiału - 3mm pleksy. Ale i bez tego się ciężko na tym gra, ze względu na specyficzny sposób dmuchania na szczelinę rezonansową. Co mnie skłoniło do zbudowania tego fletu? Raz, że na flecie lubiłem grać na muzyce, a dwa ten filmik: Fajny jazz co nie i do tego w ciekawym rytmie - 5/4. Napisałbym więcej, ale mam taki teraz nawał pracy w związku z Puckiem, że nie wiem kiedy mam spać. ]:/

niedziela, października 29, 2006

Fire and Ice

W ubiegły piątek KNCH organizowało ognisko integracyjne dla pierwszaków, a mojej skromnej osobie przypadło zadanie zadbanie o szeroko pojęty "entertaining" dla pierwszaków. Pare dni wcześniej miałem małą głupawkę(udawałem indianina po tym jak nasłuchałem się muzyki Plebanii) i tak powstał pomysł zorganizowani indiańskiego ogniska, tylko że z akcentami chemicznymi. Wybrałem się więc do Tesco by kupić sobie trochę polistyrenowych noży i łyżek(te takie paczki po 32 sztuki za złoty z czymś) po czym zrobiłem sobie pióropusz. Świetnie mi on nawet wyszedł, bo był rozchwytywany przez wiele osób... Wracając do tematu. Mieliśmy prawie godzinę spóźnienia - najpierw korki w Opolu, a potem nam paliwa zabrakło... ale dojechaliśmy. Żeby jakoś zająć gości, którzy już przed nami dotarli na miejsce trzeba było szybko zorganizować pokazy. Tak powstała ta fotka. To co tak paruje to ciakły azot (temp. -192 C), którym mnie oblał grześ. Niestety pokaz poszedł "w tył" - ciekły azot tak szybko nie spłynął z moich rąk ze względu na ich ułożenie i dorobiłem się ciekawych odmrożeń I i miejscami II stopnia. Cool ]:) Najbardziej to mi się podoba taki bąbel na ręce oraz odmrożenie w kształcie loga NIKE na brzuchu. Jak ja to mówię - nie ma takiego bólu co by alkohol nie wyleczył. Trochę piwa i mi humor wrócił. Poprowadziłem całą imprezę do końca robiąc pare razy przy tym z siebie idioty na wypadek, gdybym się doczekał kiedyś potomstwa i mógł im potem powiedzieć "a na tym zdjęciu widzicie jak tatuś udaje małpę Czikitę z Daktari"(graliśmy w kalambury, a hasło było "banan Chiquity"). Ogółem to mi się podobało, chociaż nie miałem czasu zbytnio porozmawiać z pierwszakami oraz z dziewczynami mojego z roku, które też przyszły na ognisko. No cóż, innym razem się zintegruję. Dla mnie dopiero zrobiło się ciekawie na afterparty, po chrzcie pierwszaków, kiedy zostali tylko członkowie koła i 2 dziewczyny z pierwszego roku chemii biologicznej. Nie ma to jak taki kameralny klimacik przy ognisku. Tak mi się przypomina teraz piosenka "The Roof is on fire"... ]:)

sobota, października 21, 2006

Tripping to Puck

Na początku tego IV roku to myślałem, że będzie nudno, bo zapowiadało się, że będę miał bardzo dużo wolnego czasu... To się niestety zmieniło ]:( Dostałem z jakieś 4 teksty prac naukowych w języku angielskim do przetłumaczenia i zreferowania. Z angielskim to u mnie akurat nie ma problemu, ale jak się coś kumuluje to się robią problemy. Ale cała moja uwaga kieruje się teraz w stronę jednego miasta - Puck. Nadchodzi XXV Ogólnopolska Szkoła Chemii na którą się wybieram z posterem i komunikatem. Zaczeło się niewinnie od posteru. Miałem małą wizję, wbiłem do Tesco w Opolaninie i kupiłem 12-kolorowy zestaw pasteli za 5 zeta, by coś wysmarować na poster. Od tego czasu nie mogę przestać. Strasznie mi się spodobało malowanie tą techniką. Aż się dziwię, że tyle czasu spędziłem kiedyś na szkicach węglem. Właśnie robię 3 obraz formatu A3(sic!)... A na domiar złego miałem też wizję komunikatu. Chcę w zakończeniu wykorzystać efekt Caustics jak z resztą napisałem na forum KNCH. Niestety nie bardzo mi ktoś w tym pomógł, więc dalej sam szukam rozwiązania. I tak trafiłem na stronę demoscenowej grupy Plastic. Szczęka mi opadła ja zobaczyłem sobie filmy ich demek(demek nie odpalę, bo mam za starą kartę grafiki). Dokładnie o podobny efekt mi chodziło. Tak mnie to wciągneło, że chyba trzeba będzie dużo sobie kawy zaparzyć, bo nadchodzi weekendowa bardzo creatywna faza pisania/malowania/programowania....

poniedziałek, października 09, 2006

Origami

W ostatnią sobotę, a właściwie w nocy z soboty na niedzielę wylądowałem na dość interesującej stronie o origami. Strona uderzyła mnie naprawdę profesjonalnym wykonaniem. Nie tylko jeśli chodzi o grafikę, ale także od strony merytorycznej. Jak każdy wzrokowiec najpierw rzuciłem się na przejrzenie galerii. Dość ciekawe zdjęcia. I tak sobie zauważyłem, że jest tam pare figurek origami, które już gdzieś kiedyś widziałem w necie - bryły geometryczne. Matematyka była i nadal jest jedną z moich pasji. Szczególnie zawsze mnie geometra kręciła. Może, że mam dobrą wyobraźnię przestrzenną (to by nawet tłumaczyło, dlaczego widzę cząsteczki w 3D patrząc na wzory strukturalne). Ale wracając do tematu. No więc bryły te są zbudowane z kilkunastu do kilkudziesięciu elementów. Ta wersja origami zwie się origami modułowe. Na tej stronce znalazłem opis jak złożyć moduł Sonobe - jeden jego wariant. W tym momencie zadzwoniły u mnie dzwony. Przecież ja mam na biurku całą masę kwadratowych kartek do notatek. Kiedyś chciałem z nich złożyć jakąś figurkę origami, ale się nie sprawdziły ze względu na rozmiar, ale na moduł Sonobe się w sam raz nadają. Najpierw złożyłem sobie kostkę. Potem już dwudziestoczterościan. Swoją drogą to fajna piłeczka z tego wyszła - w sam raz by porzucać w biurze w czasie przerwy. Potem jak zobaczyłem powyższe zdjęcie to mnie poniosła ambicja i pomyślałęm, że może by zrobić coś takiego. Ta bryła jest mi znajoma z paru demek z demosceny m.in. z dema "BlueBox", ale nigdy nie wiedziałem jak to się nazywa fachowo. Teraz już wiem - gąbka Mengera 2 stopnia. Chciałem to zbudować, ale jak się okazało strasznie dużo by trzeba takich modułów na ten model więc zrobiłem tylko gąbkę Mengera 1 stopnia(co i tak jest ciężkie bo składa się z 72 modułów Sonobe). Oto pare fotek z tego co sobie poskładałem. Problem z ich zrobieniem polegał na tym, że aparat dawał ostre, prześwietlone zdjęcia z flashem, a bez flasha dawał rozmyte. A kamerka internetowa dawała dobrze naświatlone, ale kiepskiej jakości.
Żabcia z kostkami(6 modułów Sonobe każda)
Dwudziestoczterościan zbudowany z 12 modułów Sonobe
Tak wyglądała kostka Mengera w trakcie budowy
Gotowa kostka Mengera
Pare fotek z kamerki internetowej
A jutro sobie zbiduję sferę ]:P

czwartek, października 05, 2006

Gaudeamus igitur

Wrzesień się skończył i rozpoczął październik. Studia się rozpoczeły. Stres, zabieganie i cała reszta uroków. W pierwszy dzień to była taka kolejka w czytelni jak za komuny po chleb. Ale najwięsza akcja miała dopiero nastąpić w poniedziałek po godz. 23:00 - telefon od Grzesia. Jak ja kocham takie rozmowy, które zaczynają się od tego durnowatego zdania "Co jutro robisz?"... Mam uprzedzenia co do rozmów zaczynających się tymi słowami i jak się okazało słuszne. No więc rozmowa wyglądała następująco: - Co jutro robisz? - Idę do kina. Po czym przekonuje mnie, że na film nie warto iść, był z dziewczyną i nudny jest. - Ale po co właściwie się pytałeś co jutro robię? - Będziesz halabardzistą. - Jak? O co chodzi? Czemu ja. - Ubierz się uroczyście. Jutro na 16 masz być na placu Kopernika. Jest próba generalna. Więc pomyślałem czemu nie jeszcze się nie bawiłem w takie coś, chociaż nieźle mnie w balona zrobił z tym ubiorem, bo jak się okazało i tak garniaka nie widać pod tą grubą togą... No więc byłem na próbie, po czym się dowiedziałem, że oprócz próby tego samego dnia jest msza na rozpoczęcie roku w kościele Wyższego Seminarium Duchownego i halabardziści oczywiście też są na niej. Spox. Pełen spontan jak na jeden dzień. Co w ogóle robi taki halabardzista? No cóż, jak idzie pochód na uroczystości inauguracyjnej to dwóch halabardzistów idzie na czele przed sztandarem uczelni i stuka halabardą w podłogę wybijając rytm "We Will Rock You" (stuk cisza cisza stuk cisza cisza...). No więc takim dziwnym trafem byłem na mszy sprawowanej przez biskupa, a nie będącą akurat bierzmowaniem. Nie żeby na zakończenie mszy szyk nam się pomieszał czy coś takiego. Nikt nie zauważył tego z wyjątkiem fotografów, kamerującego i wszystkich obecnych... Fajnie, że po tym wszystkim był bankiet na którym można było trochę odpocząć. Chyba się rzuciliśmy w oczy, bo jak załadowaliśmy sobie talerze pełne surówek i wszamaliśmy w kącie to przechodzący kleryk do nas takie hasło walnął: "Z wyglądu zdaje mi się, że państwo to studenci, ale zapewne się mylę i jednak pracownicy naukowi" :D Tego wieczoru prawie dostałem żylaków, ale przynajmniej nie byłem głodny. Jak się okazało na samej inauguracji miało być o wiele ciekawiej. Siedziałem sobie dokładnie 1,5 m od Prof Miodka. Aż mnie czasem kusiło poprawić mu pelerynę jak mu czasem wiatr ją zawiał. Miodek z racji, że niedawno dostał tytuł doctora honoris causa Uniwersytetu Opolskiego wygłosił referat inauguracyjny. Muszę przyznać, że te mowy inauguracyjne zawsze miło się słucha. Najlepsze było zdanie prof. Miodka: "... i dlatego przewidywalność językowa nie jest do końca określona. O!! Jaki tam fajny kot chodzi po dachu." No rzeczywiście fajny był ten kot, taki we wszystkie możliwe kolory, aż połowa słuchaczy się obróciła by spojrzeć na kota. ]:D Tak dla zobrazowania na zdjęciu na mównicy gdzie teraz stoi rektor był Miodek, a na horyzoncie po dachu śmigał kot. Tez lewy halabardzista to ja.Ogólnie wartość merytoryczna całej inauguracji mi się podobała, chociaż pogoda niezbyt dopisała. Rano padało, a podczas uroczystości tak mnie przewiało, że po wszystkim drżałem z zimna. Muszę powiedzieć, że naprawdę szybko się rozgrzałem po tych 2,5 h stania/siedzenia na inauguracji. A wszystko dzięki bankietowi, który odbył się po uroczystości, a na który zostaliśmy zaproszeni. Nie muszę chyba wspominać, że na takich bankietach są darmowe trunki. A jako studenci chemii weszliśmy jako jedni z pierwszych, ulokowaliśmy się w strategicznym miejscu i wyszliśmy jako ostatni w naprawde dobrych nastrojach. Muszę zacząć chodzić więcej razy na takie uroczystości ]:) Już się cieszyłem na wieczorny "Kurier Opolski", ale niestety ten program telewizyjny coraz częściej mnie zawodzi. Rozumiem, że nie jestem fotogeniczny, ale czemu nie pokazali całej masy innych ciekawych ujęć z inauguracji np. mowców ? A było ich trochę tego popołudnia...

środa, października 04, 2006

Mgły

No to zakończyły się praktyki. Praktyki w gimnazjum będę mile wspominał. Na koniec dostałem specjalny prezent od uczniów z okazji dnia chłopaka, szkoda tylko, że w ten dzień byłem tylko pół godziny w szkole, by załatwić formalności. Ale fotkę pamiątkową zdążyłem ustrzlić. W ten dzień akurat była naprawdę gęsta mgła i miałem taki dobry hymor, że się wybrałem na przejazd rowerkiem do lasu. Nastrzelałem też trochę fajnych fotek. Ku mojemu zdziwieniu stwierdzam, że w okolicy rośnie bardzo dużo muchomorków. To naprawdę przepiękne grzyby i o dziwo zdjęcia wychodzą naprawdę jak z innego świata. Oto pare.

wtorek, września 26, 2006

No Power

Kolejne dwa dni mojego życia mineły. Miałem pare "atrakcji" , więc o nich trochę wspomnę.

Po pierwsze. Poznałem uczucie wpisywania uwagi całej klasie. Zasmakowało mi to uczucie. Złooo ]:) Ale tak na serio to było tak, że jedna z pierwszych klas tak mi się stawiała na praktykach, że nie sposób było prowadzić zajęć. Co ja mam sobie gardło zdzierać? W dodatku załapałem jakiegoś wirusa i dziś już choroba w pełnej okazałości. Ale wracając do tematu. Całe szczęście przyszedł fotograf by wziąść klasę na 5 min do zdjęcia klasowego. W tym czasie pobiegłem się doinformować gdzie im się wpisuje uwagi i jakie środki są do mojej dyspozycji. W końcu człowiek nie chce przekraczać swoich uprawnień. Po tym wpisie momentalnie się uciszyli. No więc, tak wpisałem się do ich zeszytu "złotych myśli" z ową sentencją: "Klasa swoim zachowaniem uniemożliwia prowadzenie lekcji". Dzień 25 września te małe potwory zapamiętają na dłużej.
Druga rzecz. Dziś miałem dopytkę z Pedagogiki. Wypowiedź ustna to dla każdego studenta koszmar, a tym bardziej dla tak mało elokwentnej osoby jak moja skromna osoba. Ale jak się okazało, to pani doktor jest wporzo. Mimo, odpowiedziałem na połowę pytań mam zaliczony ten przedmiot na 3. Hurra. Teraz to już tylko ćwiczonka z pedagogiki zaliczyć i nie będzie zaległości z 3 roku.

Co do tej cząsteczki na zdjęciu - jak ktoś by nie wiedział to jest to glukoza. Nasze biologiczne paliwo. Ostatnio jestem bez energii, więc się trochę tym zainteresowałem. Zna ktoś piosenkę z lat 70 "Sugar Sugar"? Oto małe przypomnienie melodii:
Ostatnio natrafiłem na ciekawą chemiczną przeróbkę tejże piosenki. Zespół, zwie się "Science Groove", a piosenka "Glucose, Glucose" [lyrics/mp3]. Dla mnie jako chemika piosenka jest bombowa. Może to przez te skrzywienie na punkcie tej nauki, ale mimo to trzeba przyznać, że pomysł na cover jest świetny. Najlepsza jest tam ta fraza:
Ah, glucose -- ah, sugar sugar --
You help me make ATP
When my predators are chasing me.

]:)

poniedziałek, września 25, 2006

Znów będą wakacje

Jak bym sobie teraz pośpiewał piosenkę "Wakacje" kabaretu OTTO. Dochodzi 3 w nocy, a ja dopiero co skończyłem sprawdzać kartkówki, które dałem dzieciakom w gimnazjum. Nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, że z roku na rok te dzieci stają się coraz to głupsze. Za naszych czasów takich bzdur nikt nie pisał... Nevermind. Dostaną baniaki to się zaczną uczyć ]:) Złooo Jedyne co mnie martwi to fakt, że się dziś nie wyśpię, a jutro mam przyjść na dopytkę z pedagogiki. Aha, racja, nie wspominałem. Egzamin z pedagogiki zaliczony na 1+. Fajowo co nie? Jednego punktu zabrakło do zaliczenia. Ten przedmiot się za mną wlecze jak brazylijska telenowela... Ale zwał. Jak ten wtorek zaliczę, to będę miał wreszcie wakacje. Pięciodniowe, ale zawsze jakieś. Jednak ten 3 rok studiowania chemii to jest naprawdę wegetacja. Całe szczęście, że się to już kończy.

czwartek, września 21, 2006

Zabiegany wrzesień

Chciałem tutaj coś już dawno napisać, ale niestety ciągle za czymś biegam i się nie wyrabiam czasowo.

Po pierwsze - komp mi się zepsuł. Przez tydzień byłem jak taki internetowy bezdomny. Prawa Murphiego jednak się sprawdzają :/ Żeby sobie poprawić trochę humor i odpocząć mentalnie przed zbiżającymi się wrześniowymi wyzwaniami dałem się wyciągnąć przez kumpla Zielika na wypad do lasu na grzyby. Dzień wcześniej ktoś znalazł 5kg purchawkę olbrzymią, co jest raczej małym okazem, nie mniej jednak rzadko ktoś u nas tego grzyba znajduje. Sam pamiętam, że tylko raz w życiu jadłem tego grzyba i to było z ponad 10 lat temu. Nazbierałem trochę grzybków, głównie kanie, ale lepsze okazały się zdjęcia z lasu.
Pierwszym napotkanym grzybem okazała się przydrożna, niecałkiem dojrzała kania.


Amanita muscaria, piękne źródło muskaryny - 100% ucisza teściową ];)


Staw w wyrobisku kamienia wapiennego pobliskiej wsi Kamionek. Ten stary fragment wyrobiska odzyskała przyroda. Latem tam jest strasznie dużo żab.


Nie wiem czemu, ale Zielik nie podziela mojej fascynacji naturą. ]:D

Co jeszcze robiłem? Byłem oczywiście na 4 Opolskim Festiwalu Nauki. W tym roku była to dla mnie wyjątkowa impreza. Raz, że pokaz nam się naprawdę udał - czekam na fotki z luminolem takie jak ta. A dwa, że na nasze pokazy chemiczne przyjechało pare byłych członków KNCH m.in. nasz były prezes Radek, który ostatnio brał ślub, więc było co świętować sporą ilością etanolu ];D Wieczorne rozmowy z przyjaciółmi przy ognisku to jedna z tych chwil, które człowiek mile wspomina po latach. W tym takim sentymentalno-retrospektywnym nastroju przywitałem 17 września i wipiliśmy za moje zdrowie. Tja, 22 latka strzeliło. Mam nadzieję, że dostanę na starość Parkinsona zamiast Alzheimera - wolę trochę wylać, niż zapomnieć wypić.

Od poniedziałku prowadzę też lekcje w miejscowym Gimnazjum. Po pierwszym dniu trochę chodziłem zachrypnięty, ale już się przyzwyczaiłem do odpowiedniego mówienia i nie mam takich problemów. Ponadto znalazłem sobie hobby - robienie kartkówek. Strasznie mi to poprawia humor. Złooo ]:) W końcu część to moi sąsiedzi i sąsiadki. Jedna rzecz się zmieniła. Pogląd na pokój nauczycielski. Jak się kiedyś chodziło do szkoły to był to pokój o ciągle zamkniętych drzwiach. Tajemniczy i zarazem mroczny. Nikt tam dobrowolnie nie szedł. Teraz jest to dla mnie oaza spokoju, gdzie można wypić w spokoju kawę, otoczona przez dżunglę pełną małych, wrzeszczących łupieżców. Wraz z dzwonkiem zaczynają się bębny i tańce w wiosce kanibali.... Uga-czaka, uga-czaka...

Wczoraj miałem egzamin poprawkowy z organiki, który udało mi się poprawić na 4,5. Hurra. Jednak dostanę się na upragnioną pracownię preparatyki organicznej i będę badał metody otrzymywania potencjalnych leków na choroby cywilizacyjne typu Alzheimer ]:) Poświętuję to w weekendzie. Jutro jeszcze mam egzamin z pedagogiki i wreszczie zaczną się dla mnie wakacje. Krótkie, ale zawsze coś.

wtorek, września 05, 2006

Koniec wakacji

Jak to znów było w trailerze "Matrix Revolutions"? "Everything that has a begining has an end". Tak jak i wakacje. Szkoda. Ale z drugiej strony się też cieszę na listopad. Szkoda tylko, że wrzesień będzie taki ostry :/ Ale wracając do tematu. Koniec wakacji miałem nawet dość ciekawy. Byłem z kumplem(plus moja i jego rodzina) łowić ryby w Moszczance. Dość przyjemny dzień zważywszy, że pierwszy pstrąg był mój ]:D i w sumie złowiłem 5 ryb. Szkoda tylko, że nie przeszkoliłem rodziny w robieniu zdjęć moim nowym aparatem... Ciekawa scena. Trzymam wędkę między nogami i strzelam zdjęcia, aż tu nagle zaczyna coś szarpać linkę. Mówiem ojcu, żeby strzelił jak wyciągam pstrąga. I ustrzelił - cudowne zdjęcie moich nóg i całkiem niezły kawałek przedeptanego trawnika ]:/ No i zaczął się wrzesień. Wczoraj poszedłem do miejscowego Gimnazjum na rozpoczęcie roku szkolnego zapytać się jak to będzie z tymi praktykami i kiedy mam przyjść. Głupio było bo niby przy przedstawianiu nowych nauczycieli dyrektorka(która kiedyś mnie uczyła w podstawówce) powiedziała, że będzie nowy praktykant z chemii. Oczywiście nie wyszedłęm się pokazać całej zgromadzonej świcie gimnazjum i LO(ten sam budynek, 2 szkoły, 1 aula, wspólne rozpoczęcie :/) - nie słyszałem tego. Nawet gdybym słyszał, nie wyszedłbym. Swoją drogą po 4 latach usłyszeć znów dźwięk dzwonka szkolnego, było naprawdę traumatycznym przeżyciem. Całe szczęście nie byłem tam tak długo. Tego samego dnia miałem coś ciekawszego do roboty. Wykąpaliśmy psa, by wybrać się do weterynarza i go zaszczepić. Problem w tym, że Perła jest bardzo aktywnym psem. Więc go wsadziliśmy do starej torby, tak by tylko głowa wystawała i nie wierciła się po samochodzie. Tak leżała pomiedzy moimi nogami na siedzeniu pasażera. Chyba jej się nawet podobało, bo po chwili położyła pysk na siedzeniu i prawie drzemała. Jak wyszliśmy z samochodu to była bardzo cicho. Albo to był strach albo po prostu miała dość - rano zjadła pół kurczaka ]:) Po szczepieniu pojechaliśmy odrazu na działkę do dziadków. Ach. Słońce, świerze powietrze i obiadek na dworze w cieniu winorośli. Błogo.... Ale teraz niestety się skończyło i zaczął się czas intensywnej rekapitulacji wiedzy na egzaminy wrześniowe. kto mi wyświadczy przysługę i strzeli kulę w łeb?

sobota, sierpnia 26, 2006

Frankenstein miał Igora, a ja?

Kojarzy ktoś tego Pana? (postać Igora z filmu "Młody Frankenstein" z 1974 w reżyserii Mela Brooksa) Pytałem się ludzi w domu czy kojarzą film i nikt nie zna. Może ja zapominam, że 5 min temu zagotowała się woda na kawę (kiepska pamięć krótkotrwała), ale np. pamiętam, że ten film leciał ok. 10 lat temu na Polsacie w niedzielne, jesienne popołudnie, na dworze od rana były chmury i było zimno, a ja wtedy siedziałem przy kaloryferze i zajadałem się babką oglądając film(niezła pamięć długotrwała, co nie ?) Do rzeczy. Dziś rano rozmawiałem z Kobrą na tlenie, dlaczego jego czytnik kart nie działa na Linuksie. Zaczęło się niewinnie.

Kobra: No ok... I fajnie ilustruje juzerfriendli Linuksa :)
Tylko powiedz, po ogon mi to ;] ?
Ja mogę znosić, że nie robi tego sam... Ok, grzeeeczny Linuks, podepniemy ręcznie, pomęczymy się za systemik.
Ale nie zamierzam szukać, kombinować, testować! Gdy podpinam takie urządzenie, to znaczy, że chcę zgrać fotki na hd, a nie pobawić się w 'uruchom usb jeszcze dziś...jeśli zdążysz' ;)

(...)
Lightnir: :] dlatego ja mam wpisy w fsubie, i sobie jeszcze regułkę zrobię by po podłączeniu mojego aparatu cyfrowego zamontuje pod odpowiedni katalog. Dobry linux to taki co się spyta "Mogę zamontować urządzenie, Mistrzu?" - ja na niego spojrzę spod byka, po czym walnę w klawisz "Y", a on odpowie "yes, Master!" :D Grunt to dobrze go rozumieć Lightnir: no a ja też spadam odespać trochę nocki :]
Kobra: Zapewniam Cię, że łatwiej ustawić taki bajer pod windows :]
Kobra: Wystarczy jeden *.bat i wpis autostartowy dla urządzenia w rejestrze :]
Lightnir: Taak, to zabrzmiało jak prowokacja! Dziś pod wieczorem pod Linuksem bedę się bawił w zmuszenie mojego do zrobienia tego co opisałem :]
Lightnir: Mój bedzie mi mówił "Master" :D
Lightnir: he he

Tak jak napisałem i też zrobiłem ];)
Aha, mała dygresja jeszcze. Co na filmach z komputerowymi geniuszami z kompleksem niższości robi najczęściej komputer? tik... tak... tik... tak... Bzzzzzz. Koniec czasu. Odp.: Odpowiada na polecenia użytkownika. Pytanie tylko, w jakim głosie. Preferowany są 2 wersje. Pierwsza - niewolnica z naprawdę erotycznym głosem ( Mmmmmmm ]:) ) lub też druga - służący z głosem w stylu lokaja z starych,czarno-białych horrorów, jak np. Igor z Frankensteina. Tą opcję wybrałem. Koniec dygresji.

Jako, że mój ARCH Linux używa dynamicznego systemu urządzeń(udev) okazało się to niezwykle proste. Odpuściłem sobie opcję z wciskaniem "Y", bo bez sensu to jest, ale to możliwe i gdybym chciał to się też da zrobić. Obeszło się też bez wpisów do pliku /etc/fstab. Po krótkim pogooglówaniu wylądowałem na angielskim forum ARCHa, gdzie nasz rodak - lanrat - opisał świetny sposób montowania pendrivów, dysków USB itp. Zmodyfikowałem jego metodę nieco, dla zabawy. Po pierwsze utworzyłem sobie nową regułę dla udev:
[root@developer ~]# touch /etc/udev/rules.d/evil.rules
Tak wygląda mój nowy plik regułek:
# My udev rules witch help me someday take over the World ]:)
# My Cam rules

KERNEL=="sd[a-z]", SYSFS{product}=="Eye-Q 3340z ", SYMLINK+="eyeq", GROUP="users", OPTIONS="last_rule"
ACTION=="add", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", SYMLINK+="eyeq", GROUP="users", SYSFS{product}=="Eye-Q 3340z "
ACTION=="add", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", RUN+="/bin/mkdir -p /mnt/Eye-Q"
ACTION=="add", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", RUN+="/usr/bin/play /etc/udev/rules.d/allowme.wav"
ACTION=="add", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", RUN+="/bin/mount -t auto -o rw,noauto,sync,dirsync,noexec,nodev,noatime /dev/%k /mnt/Eye-Q", OPTIONS="last_rule"
ACTION=="remove", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", RUN+="/bin/umount -l /mnt/Eye-Q"
ACTION=="remove", KERNEL=="sd[a-z][0-9]", RUN+="/bin/rmdir /mnt/Eye-Q", OPTIONS="last_rule"

Fragment dotyczy tylko mojego modelu aparatu. Tworzony jest osobny katalog /mnt/Eye-Q i montowany jest system plików karty SD aparatu(fat16). Zwrócę uwagę na zaznaczony na zielono fragment. To jest fragment który mi się najbardziej podoba ]:) - po podłączeniu aparatu słychać słowa Igora z filmu: "Allow me, Master" [plik jest z stąd]. Co ciekawe można zmodyfikować to tak by dla prawie każdego modelu urządzenia, ba nawet konkretnego numeru seryjnego zrobić jakieś "cuda" przy wsadzaniu kabla USB. Jak sobie znajdę jakiś fajny pakiet plików wav to sobie zrobię cały temacik w KDE ( oby opcja famebotu ]XD ). Całość zajeła mi 2 godziny (z rana), z czego 1 na poczytanie forum i zrobienie regułki, a druga godzina mineła na szukaniu odpowiedniego WAVa i zabawa z konquerorem. Chciałem by mi od razu otwierał folder w konquerorze w nowej zakładce, ale realizacja tego z poziomu konsoli okazała się trochę kłopotliwa. Znaczy się da się, bo skrypt mam i dziła częściowo. Ale stwierdziłem, że tak bardzo mi do szczęścia to nie jest potrzebne.

Ciekawe jak to zrobić na Windows?

PS. Uff, wreszcie skończyłem pisać. Tak to jest jak przez 2 h się gada, a właściwie "speakuje", na ICQ z chińską studentką filologii angielskiej pisząc jednocześnie bloga. Swoją drogą chińczycy są bardzo mili. Mają nawet własnego "narodowego" linuksa [klik]

czwartek, sierpnia 24, 2006

Sesja zdjęciowa

Mam nową zabawkę ]:) No może nie tak nowa, ale za to fajna. Znajomy podarował mi swój stary cyfrowy aparat - Concord Eye-Q 3340z. Nie była mu już potrzebna, bo sobie camcorder Sony kupił (swoją drogą bardzo powalony model jak na mój gust). Aparat jest dość fajny, chociaż ja go raczej traktuję jako czytnik kart SD :) Ale hej, darowanemu koniowi nie patrzy się w gębę. Posiedziałem dziś trochę przy nim, by go naprawić. Zapomniałem dodać, że klapka od baterii się nie domyka (tak jak mówiłem - fajny czytnik kart SD ];) ). Tak, to jest lutownica. Po wtopieniu kawałka metalu w plastikową obudowę, klapka o dziwo się znów zamyka. Barbarzyńskie - wiem, ale skuteczne. Po tym "zabiegu kosmetycznym" wybrałem się na dwór by wytestować aparat. Nie zdążyłem jeszcze dobrze wyjść, a już znalazł się pierwszy model. Od dwóch dni ojciec ciął piłą spalinową drewno na opał i teraz szopa jest zawalona po sam dach drewnem. I akurat usłyszałem coś dochodzącego z stamtąd. Po krótkim zoomowaniu znalazłem sprawcę: Niestety jak się zbliżyłem, to uciekł w głąb hałdy pachnącej żywicą. I musiałem sobie poszukać innych modeli. Tak wyglądają moje pierwsze próby z kamerką:
Kwiatek z ogrodu (1024x768 - kliknij, zapisz,wrzuć na tapetę ;P )
Pnącze rosnące w podwórku na murze Perła - mój pies. Niezła z niej aparatka. Potrafi więcej min strzelać niż Louis de Fines. Orzechy włoskie (fotka z dachu garażu) Przebijające się promyki światła... (widziane z dachu) Perła i jedna z jej min przy maksymalnym zoomie (dalej siedzę na dachu). Opłacało się siedzieć na tym dachu, bo w międzyczasie ta mała niezdara wyszła spod ukrycia i rozłożyła się by opalać ];) Tym razem dała sobie zrobić, więcej fotek, zanim się schowała. Nie, to nie jest prawdziwy kwiatek. I tak, to jest probówka. Co robi probówka u mnie w domu? Zboczenie/skrzywienie zawodowe. Kiedyś robiłem próbę Tollensa na kółku chemicznym w LO i fajnie mi wyszło lustro srebrzane na dnie probówki, więc na pamiątkę przyniosłem probówkę do domu. Teraz mam w niej kwiaty. Te same kwiaty. Ciekawy efekt za mocnym flashem. Wygląda jakby blur, ale fotka nie została edytowana w żadnym programie graficznym.
No muszę powiedzieć, że aparat przeszedł próby pomyślnie. Na linuksie można go montować i problemów nie ma - a miały jakieś być? Pozatym można nim kręcić filmy, ale jedynie bez głosu w formacie AVI. A więc, drżyjcie studenci wydziału chemicznego Uniwersytetu Opolskiego, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy was uchwycę (z głupią miną) i wrzucę do obiegu po sieci :P Just kidding. Or maybe not.... ]:D PS. Wow. Dzisiejszy artykuł na hackaday.com jest bomba. Polecam zobaczenie sobie tej demonstracji urządzenia.