wtorek, lutego 27, 2007

Come on, have a hug!



Dziś znalazłem taką oto stronę - klik. Akcja spodobała mi się do tego stopnia, że porozsyłałem trochę uścisków przez GG. Życie daje ostro po dupie. Jak dobrze, że są tacy ludzie...

Ktoś chce darmowy uścisk?

piątek, lutego 23, 2007

Stay Low

Stay low
soft, dark, and dreamless
far beneath my nightmares and loneliness
I hate me
for breathing without you
I don't want to feel anymore for you

grieving for you
I'm not grieving for you
nothing real love can't undo
and though I may have lost my way
all paths lead straight to you

I long to be like you
lie cold in the ground like you

środa, lutego 21, 2007

Big in Japan

No dobrze może nie "Big", chociaż wprawdzie mam te 178 cm wzrostu i też nie w "Japan", a na wystawie o Japonii. W tym tygodniu na UO odbywa się cykl imprez pt. "Bliżej Kultur. Japonia." W poniedziałek mam strasznie długo zajęcia, więc nie mogłem pójść. Zresztą nie bardzo mnie plan interesował. Ale zainteresował mnie harmonogram imprez zaplanowanych na dzisiejszy dzień. Czemu? Słowo klucz brzmi Origami. ];) Po południu pobiegłem na prelekcję o estetyce japońskiej, na którą ze znanym mi stylem oczywiście się spóźniłem... Ale warto było przyjść. Spotkałem koleżankę z mojej klasy LO - Aldonę - która, jak się okazało na ten cykl imprez chodzi od poniedziałku. Po prelekcji był mały pokaz składania żurawia japońskiego. Rozdano kartki i zebrani ludzie mieli ubaw jak w przedszkolu. "Nieee... Nie tak szybko..." ]:D Ten "żuraw po wypadku samochodowym" Aldony nawet na zdjęciu wygląda normalnie, mimo że był robiony na kolanie.... Sam zrobiłem 2 żurawie - jeden machający skrzydłami, a drugi nie. Niestety przeciągnęło się to wszystko, więc nie poszedłem na 1 h fakultetu "Komputerowej obróbki tekstu". Nie przegapiłem dużo - tylko Worda. Posiedziałem sobie na na zajęciach. Po szwendałem się po campusie i akademiku, po czym poszedłem na drugą część. Niestety nie udało mi się wyciągnąć kolegi ze sobą, bo "musiał coś napisać". Tja, uroki pracy magisterskiej z biochemii... ];) Przyznam się szczerze, że zabłądziłem szukając MOKu, bo jeszcze tam nigdy nie byłem, ale szybko odnalazłem cel i przyszedłem w sam raz na prezentację jujitsu, a konkretnie walk kijami bo. Facet który opowiadał robił to w sposób niezwykle pouczający, a zarazem zabawny. Jednej sceny nie zapomnę. Była tam mała dziewczynka ok. 8 lat, która powiedziała mu, że trenuje aikido i czy nie może pokazać rzut. Ten pan podszedł do niej, wyciągnął ją na środek i wskazując na swoich uczniów mówi: "wybierz sobie jednego tylko mi go nie złam"(a wcześniej sam dwojgu z nich tak wytarmosił, że jednemu zabrakło tchu na minutę, a drugi jak już widział, że na nim ma się zaprezentować ciosy to robił kwaśną minę). I teraz taka scena - dwudziestoparoletni drągal i taka mała filigranowa blondynka na środku sali. Zgranie ruchów. Ciach. I drągal poleciał, a dziewczynka odebrała należyte owacje. Szkoda, że mi bateria padła od aparatu w tym akurat miejscu... Tak to już jest jak się nagrywa filmiki pokazów, a nie wie że gwóźdź programu ma dopiero nastąpić. Oto parę fotek - strasznie rozmyte bo kolesie mieli ruchy jak neo w matriksie, więc to nie wina fotografa ];)
Dalej był pokaz filmu z wycieczki pewnego nauczyciela, który omawiał swój pobyt w Osace oraz zwiedzane przez siebie miejsca. Między innymi pokazywał jak jadł w restauracji, jak się sam wyraził - "to chyba były kraby z dżdżownicami"(jedzonko faktycznie się na filmie ruszało). Naprawdę ciekawy film z racji tego, że taki zaprezentowany bardziej od strony prywatnej, niż to co pokazuje się w TV. Po filmie była mała przerwa, którą wykorzystałem na pooglądanie i porobienie zdjęć wystawy pt. "Obrazy Japonii" autorstwa Martyny Chrobak.
Najbardziej mi się podobało to zdjęcie ze smokiem na dachu świątyni.
Trochę to trwało, ale wreszcie przyszedł czas na to na co czekałem od początku - warsztaty origami. Zaczęły się od krótkiej historii origami, parę słów o wystawie "Festiwal Origami Polska 2007", której część można było zobaczyć, po czym zabraliśmy się za zrobienie paru prostych modeli - Fudżi, pukawki oraz pergaminowego smoka. Z tym smokiem to było różnie. Ja jestem już wprawiony bardzo w tego typu zabawach, ale dziewczyny z mojego stolika miały niezłe problemy z poskładaniem go w całość(Foto obok - mój smok to ten na pierwszym planie z opadającą głową). W efekcie wyszła im "skóra smoka", bo jak zażartowaliśmy to udało im się ubić smoka i teraz mogą sobie go powiesić na ścianie ];) Papierowe żurawie - symbol origami i szczęścia. Wedle japońskiej legendy kto zrobi 1000 żurawi temu bogowie spełnią życzenie. Jest taka historia pewnej dziewczynki, która przeżyła wybuch bomby atomowej w hiroshimie, ale została tak bardzo napromieniowana, że lekarze nie dawali jej żadnych szans. Poprosiła natychmiast o papier i zaczęła robić papierowe żurawie. Niestety nie pomogło... Teraz w Hiroshimie stoi jej pomnik pod który zanosi się papierowe żurawie.
To nie jest trudne. Wszystko to jest wstanie zrobić dziecko. Na przykład te "kule szczęścia" dzieci w japońskim przedszkolu robią na zajęciach
Tak o wystawie wyraziła się Dorota Dziamska, prezes Polskiego Centrum Origami, prowadząca warsztaty. Przyznam się szczerze, że się zasiedziałem i zgłodniałem. Ale i o to organizatorzy zadbali. Jako poczęstunek było kilka odmian sushi oraz dwa warianty yakisoby(rodzaj sałatki z makaronu, marchewki, kapusty pekińskiej i sosu). Wyglądało to tak:
Mniej więcej połowę potraw spróbowałem(zanim się dopchałem do sushi z kiwi to niestety już znikło ]:/ ). Te kraby/krewetki/czerwone-coś-z-ogonem też było pyszne. Oczywiście nic nie uciekało z talerza same, chociaż niezwykle szybko się straciło. Chyba częściej muszę jadać owoce morza, bo jak widać naprawdę mi to zasmakowało. Chce ktoś spróbować ?? ];)

sobota, lutego 17, 2007

Smile - it's over

Nareszcie week(weak)end. Wreszcie mogę to na spokojnie spisać, bo akurat mam ku temu potrzebę. Nabiegałem się w tym pierwszym tygodniu nowego semestru. Gdyby nie to, że sobie zawaliłem fakultet z "Chemistry in English" to miałbym teraz środę całkowice wolną. Normalnie marzyłem o czymś takim od początków studiowania. Jeden dzień w którym, nie trzeba się fatygować na uczelnię, a teraz mi ta okazja tak po prostu z przed nosa uciekła... Ach. No tak były też Walentynki. Ja obchodzę ten dzień jako dzień pamięci o samobójcach, jak i również jako święto murarzy ("walę tynki"). W związku z pierwszym chciałem wrzucić jakiś filmik na ten temat tego dnia, ale coś sprawiło(o tym później), że tego nie zrobiłem. Po pierwsze w dzień Świętego Walentego miałem iść na dopytkę z biotechnologii. Tak mnie ten przedmiot męczył już przez ostatnie 3 tygodnie, że postanowiłem się wieczorem poprzedniego dnia "zresetować", "odmóżdżyc", czy jak kto woli upić się do nieprzytomności. Głupie - przyznaję, ale wtedy wydawało mi się to oczywiste. Zabrałem sobie butelkę wina domowej roboty, przyprawiłem przyprawami i zrobiłem grzańca. 45 minut i odcinek "Muminków" z kolekcji siostry(A co? Jak odmóżdżać to na całego ];) ) później zobaczyłem dno butelki, a zaraz potem nastała ciemność... Zzzz.... Jak ja lubię takie "Gdzie jestem? Co tu robię? Czemu się wszystko kręci?"-pobudki o 3 w nocy. Jakoś się pozbierałem w całość i pouczyłem. Chyba mam więcej szczęścia niż rozumu, bo akurat z tego miałem pytania. Normalnie taki prezent na walentynki pani doktor mi sprawiła, że myślałem że spadnę ze schodów ze szczęścia. Nagle świat tak sobie nabrał braw indyga. Fala niepowodzeń poprzednich tygodni wygasła. Było tak pięknie, że narysowałem sobie parę optymistycznych rysunków, a następnego wieczoru chodziłem po mieście strzelając zdjęcia. Gdyby nie bateria wyzionęła ducha pewnie bym zrobił więcej. Oby te kolorowe uczucie potrwało dłużej ]:)

środa, lutego 07, 2007

Desperate Guy

Po domu rozległo się "Tara, rara rara ra, rara ra, rara ra". Najpierw cicho, a potem coraz głośniej, aż do niemożliwego do wytrzymania. Nie cierpię dni, które zaczynają się od tego, że ktoś mnie budzi dzwoniąc do mnie. Mniej więcej (chyba raczej mniej) rozmowa wyglądała tak: - Tak... słucham - pierwsze słowa tego ranka. - bla bla bla windows bla bla bla problem bla bla bla. Bla bla bla. Bla bla bla (rozpędził się chłopak z opisem). Bla bla bla. Czy mogę usunąć te pliki? Krytyczne pytanie. W tym momencie powinienem się zastanowić. Solidnie zastanowić. Ale w końcu dzwonił do mnie o 11 po południu jak ja jeszcze sobie śpię, więc... - Taa, możesz. Nie ma problemu. *** Ciepło. Mmm... Miękki puch. Mmmm... Subtelny, ale wyczuwalny zapach lawendy. Mmmm... W tym wszystkim brakowało tylko, by mi się przyśniła Angelina Jolie, ale przecież nie można mieć w życiu wszystkiego. Nagle coś mnie wyrwało z tego stanu błogości. Najpierw poczułem swędzenie stopy, a później kłucie. Jakby mnie jakieś kruki dziabały. A Jeszcze wczoraj sobie czytałem wiersz o kruku. Otwarłem oczy - "Kubuś! No nie..." - moja papuga spokojnie sobie siedzi na pierzynie i dziobie mnie w stopę. Nice ];) Czemu moje dni nie zaczynają się np. od słów: "Witaj kochanie", "Dzień dobry", czy też niewerbalnego "Jak miło, że wstałeś" wyrażone uśmiechem ? Ach tak, racja nie mam dziewczyny. Reality hurts. Anyway. To chyba jakiś omen, że złe dni się zaczynają się w ten sposób... Złapałem pociąg, a w drodze już się przygotowałem mentalnie na nieuniknione - piosenka "Desperate guys" zespołu "The Faint", a konkretnie ten wers:
I crossed my fingers, but I didn’t beg
Przeczucie? Intuicja? Nie - po prostu naturalna kolej rzeczy. Nie myliłem się. Sesja dla mnie nadal trwa :(

piątek, lutego 02, 2007

Good Morning?

Pada deszcz - tak już było wczoraj "Znowu Ty" - to są twoje słowa W moich snach - nic się nie zmieniło Dzień jak dzień - tak już przecież było Nie chce wiedzieć jak i co Po co mówić - to nie to Nie umiałem kochać wprost Znowu zakpił los Jeszcze wczoraj chciałem zmienić w sobie coś I odlecieć byle gdzie Jeszcze wczoraj mogłem być daleko stąd Dzisiaj znowu pada deszcz
Poranna Luna deszcz padał - wewnątrz