czwartek, maja 31, 2007

Think different

Jakiś czas temu szwendałem się po empiku i czytałem sobie fragmentami książkę, której tytuł mnie zaintrygował - "Hakerzy i malarze. Wielkie idee ery komputerów". Przyznam się, że nie czytałem całej, ale pewne rozdziały mnie zaintrygowały. Przede wszystkim chciałem wiedzieć co ma tytułowy haker do malarza. Jak się okazało autor studiował zarówno programowanie, a konkretnie jest programistą Lisp(thx wikipedio), jak i malarstwo, a oba zajęcia wymagają tego by osoba była kreatywna.

Anyway. Dziś sobie znalazłem dość ciekawy wykład wygłoszony przez Paula Grahama(autora wyżej wymienionej książki) z O'Reilly Open Source Convention z czerwca 2004 pt. "Great Hackers" [mp3/html], który strasznie mi się podoba, gdyż w 100% podpisuję się pod słowami autora jeśli chodzi o kreatywne myślenie i tworzenie sobie odpowiedniego środowiska do takiej pracy. Poza tym to dość zabawnie opowiedziane - szczególnie fragment o wyruchaniu IBMa przez M$ mnie rozbawił.

A tak w ogóle to dziś mnie tak pociągnęło w stronę tematu programowania, bo jestem po rozmowie z pewnym doktorem na temat, czy w ramach planowanego powstania nowego fakultetu "Podstawy programowania" nie mógłbym napisać własny viewer cząsteczek z możliwością optymalizacji geometrii cząsteczki w jakimś szybkim i prostym polu siłowym. Nie tam jakieś modelowanie Ab initio, czy metodą Hartree-Fock'a z solidną bazą funkcyjną, bo w końcu nie mam czasu by mi cząsteczkę komp obliczał przez tydzień albo i dłużej... Po prostu coś zgodnego z zasadą KISS.

środa, maja 30, 2007

Chemical deviation

Dziś wreszcie po wielu wypocinach skończyłem, wstęp do pracy magisterskiej. Było to bardzo męczące dla mnie, z racji tego, że nie znoszę pisania sprawozdań, wypracowań, itp. Między innymi dlatego też dziś zrobiłem sobie długą przerwę, by pobuszować w ogrodzie z aparatem. No, ale wracając do mojego wstępu. Chciałem zasięgnąć rady osoby, która nie siedzi w temacie jak przystępnie jest napisany przeze mnie wstęp. Wysłałem więc to do przyjaciółki, też chemiczki w celu dokonania recenzji. Wynikła z tego dość ciekawa rozmowa na GG:

Villemo(V): jakos malo to poetyckie
Lightnir(L): niestety taki wymóg jeśli chodzi o słownictwo
L:
L: gdyby to odemnie zależało to bym pisał "Laboratorium, Ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie, ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie kto cię wysadził"


Trochę na temat syntezy...

V: podoba mi sie wyraz "oflankowany"
L: w jakim sensie?
V: no nie wiem
V: takie jest rycerskie
V: prawie jak z powiesci historycznej

L: "jam ci glikol z pirazolowa"
V: jam twoich helis niegodna calowac
L:
L: aua
L: twarda ta podłoga...


Jak już w tą podłogę walnąłem to humor mi się jeszcze bardzie poprawił i głupawka się zwiększyła...

L: "Ofiarujemy wam te oto 3 nagie wiązania wodorowe, co by wam odwagi starczyło walczyć z Alzheimerem"
V: heheheheheh
V: no
V: dobre

L: gdzie się zgubiłaś na początku?
V: "wiazan mamy dostatek ale i te przyjmiemy"
L: he he he

I teraz niech ktoś powie, że chemik to nie jest zakrzywiony, by nie powiedzieć zboczony na punkcie Chemii człowiek, któremu od czasu do czasu odkręcają się śrubki trzymające te uszy, by nie odpadły z tego czegoś co stoi na szyi... ]:)

wtorek, maja 29, 2007

Dew

Podniosłem powieki. Usłyszałem szum kręcącego się wentylatora, a na myśl przyszedł mi tylko jeden wyraz - "Cholera!". Budzik wskazywał coś po ósmej.
Wyszedłem na chwilę na dwór z aparatem. W ogródku jeszcze utrzymywała się rosa, przyjemny rześki poranek, dookoła pszczoły już uwijały się z zbieraniem pyłku. A pośrodku Ja - nieogolony, rozczochrany, zaspany, nie zkofeinizowany i przede wszystkim z wyrzutami sumienia.

Ładnie tak zaczynać dzień od błędów?

Krople rosy -
Czym lepiej obmyć
Pył świata.

Matsuo Bashō(1644 ~ 1694)

niedziela, maja 27, 2007

Waiting for the snow

No i znów się nazbierało trochę pracy, a ja znów nie wyrabiam. W takich chwilach to tylko można liczyć na cud. Ja w takich chwilach słucham muzyki New Age, by się uspokoić. Poniższa piosenka pozwoliła mi zdać już parę przedmiotów, ale dopiero dziś się dowiedziałem, że są dwie wersje - francuska i angielska.
Anggun - La Neige Au Sahara/Snow on the Sahara
Porównując oba kawałki zaczynam żałować, że nie miałem w szkole języka francuskiego. Ta wersja wydaje mi się bardziej melodyjna. A poza tym angielskojęzyczny klip z tymi kocimi ruchami jakoś mnie zniechęca.
Ach ta komercja...

czwartek, maja 24, 2007

Relativity

Przedwczoraj był ładny dzień. No dobra, może nie taki znowu ładny, bo rankiem przeżyłem szok dowiadując się, że jest kolokwium... To się chyba nie często zdarza prawda? Mi się zdarzyło drugi raz podczas czterech lat studiowania, więc to chyba znaczy, że jestem naprawdę ostatnio załadowany po uszy pracą, której de facto strasznie mi się nie chce ruszyć i dlatego się tego coraz więcej zbiera. No cóż - poranek był ciekawy. Ale wieczór był chyba bardziej ciekawszy. Wybrałem się do katedry biotechnologii UO na prelekcję studentki, która przyjechała z Colorado State University. Wykład oczywiście był po angielsku, a temat dość interesujący. Chodziło o stworzenie szczepu wirusa dolnego do decymacji, bądź skrócenia cyklu życiowego komara Aedes aegypti, który jest głównym roznosicielem Dengi, ale też innych chorób tropikalnych typu malaria itp. A więc wysłuchałem sobie wystąpienia dziewczyny, przemyślałem dokładnie co powiedziała, rozczochrałem bujną czuprynę po czym zadałem bardzo długie pytanie po angielsku. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Kali speakuje jak to ukradł krowę (No dobra - chodziło mi o to jak się ma eksperyment laboratoryjny do warunków polowych, a konkretnie jaki wpływ mają zanieczyszczenia środowiska na spadek patogenności wirusa)
- You speak very good english.
- Oh?... Thank you.
- And that's a very interesting question...
- ]:) (czyt. zrobiłem smile'a od ucha do ucha)

Ogólnie to wszystkie pochwały jakie w życiu otrzymuję spływają po mnie jak woda po liściach, ale w tym przypadku wziąłem sobie to do serca. Ba, strasznie mnie to podbudowało. No bo w końcu to co innego jak ci powie Polak, że znasz dobrze język obcy, a co innego jak natywny mówca. Ale tak z drugiej strony - co z tego skoro jestem strasznie leniwy? Teraz mogę się tylko bić w pierś wołając "mea culpa, mea culpa, mea magna culpa!". Gdybym się postarał to zapewne miałbym odpowiednią średnią, wyjechałbym może na semestr na studia zagranicę. A tak siedzę sobie w tym Opolu i marnuję swój potencjał z powodu własnej głupoty...

Przedwczoraj bawiłem się w naukowca. Wczoraj w ogrodnika koszącego 3 a trawnika za pomocą traktorka. A dziś znów w naukowca siedzącego po godzinach na pracowni robiącego pomiar spektrofotometryczny dla próbek cholesterolu. Coraz częściej się zastanawiam czym tu się zająć zawodowo. Już widzę to pisemko: Posiadam tytuł magistra chemii, perfekcyjnie władam językiem angielskim i niemieckim, posiadam szeroki zakres wiedzy z dziedziny informatyki, dlatego uważam, że posiadam odpowiednie kwalifikacje by zbierać w waszej firmie truskawki...



A swoją drogą jak jesteśmy przy Einsteinie. Znalazłem sobie parę dowcipów z nim.

sobota, maja 19, 2007

Bolko bonsai

Dziś zrobiłem sobie, krótki wypad na wyspę Bolko z aparatem fotograficznym. Może to już takie moje zboczenie na punkcie kultury japońskiej, ale przechodząc przez most w kierunku zoo rzuciło mi się w oczy drzewo które rośnie obok mostu. Ładny Fukinagashi, co nie? Chyba znalazłem sobie miejsce które będę w najbliższym czasie nawiedzał z aparatem, by choć trochę odpocząć od stresu na uczelni.

wtorek, maja 15, 2007

Rain

Krzysztof Kamil Baczyński
Deszcze

Deszcz jak siwe łodygi, szary szum,
a u okien smutek i konanie.
Taki deszcz kocham, taki szelest strun,
deszcz - życiu zmiłowanie.
Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej
bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?
w ogrody wód, w jeziora żalu,
w liście, w aleje szklanych róż.
I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze:
i krew z bojowisk, i człowieka,
i skamieniałe z trwóg powietrze.
A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
może to deszczem, może łzami.
I to, że miłość, a nie taka,
i to, że nie dość cios bolesny,
a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
i to, że płacz, a tak cielesny.
I to, że winy niepowrotne,
a jedna drugą coraz woła,
i to, jakbyś u wrót kościoła
widzenie miał jak sen samotne.
I stojąc tak w szeleście szklanym,
czuję, jak ląd odpływa w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy - krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem, co jak ze stali,
i nie doznani miną, miną.
I przejdą deszcze, zetną deszcze,
jak kosy ciche i bolesne,
i cień pokryje, cień omyje.
A tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł - studni ciemnych,
w groźnym milczeniu ręce wznosząc,
jak pies pod pustym biczem głosu.
Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.


Od soboty mam ochotę coś narysować. Zawsze jednak to przekładam. Dziś wpadłem znów w ten melancholijny nastrój - nie wiem czy to przez ten wiosenny deszcz czy przez słuchanie Blunt'a. Pewnie przez oba. Chyba zanosi się na jakiś kolejny pastel. Szkoda tylko, że nie mogę tak sobie rysować jak każdy normalny zjadacz chleba. Zamiast tego zawsze potrzebuję jakiegoś emocjonalnego bodźca. Szkoda tylko, że z reguły jest on negatywnie naładowanym uczuciem...
Ach...
]:(

niedziela, maja 13, 2007

Doll face


Pewnych rzeczy nie trzeba tłumaczyć. Tak jak tego filmu. Po prostu urzekło mnie przesłanie.

sobota, maja 12, 2007

Windy fields

Od dwóch dni brak mi ochoty zrobić cokolwiek. By temu w jakiś sposób zaradzić wybrałem się na przejażdżkę rowerem. Może motywacji nowych nie znalazłem, ale za to zrobiłem kilka ciekawych zdjęć.

Bieszczady 2007

No więc miałem napisać o tej dolinie rozpusty. W sumie to było najlepsze wydarzenie podczas trwania XXVI OSCH. Szkoła była jaka była i na ten temat się nie będę wypowiadał. Ale po południu drugiego dnia(1 maja) mieliśmy już dosyć nudy w ośrodku i wyszliśmy po pobliskiej Wetliny tylko po znaczki pocztowe i drobny prowiant. Wchodząc do wioski przywitała nas muzyka oraz roztańczeni mieszkańcy. Jak się okazało co roku organizują oni pochód pierwszomajowy oraz imprezę zaraz po pochodzie. Kupiliśmy co trzeba było i wkręciliśmy się trochę w tłum.
Po chwili, nasze dziewczyny wyrwały pana Józka - prawdziwego bieszczadzkiego anioła - by zrobić sobie z nim zdjęcie.
Anioły są całe zielone
Zwłaszcza te w Bieszczadach
Łatwo w trawie się kryją
I w opuszczonych sadach

W zielone grają ukradkiem
Nawet karty mają zielone
Zielone mają pojęcie
A nawet zielony kielonek

Jak na prawdziwego anioła przystało pan Józek miał skrzydła oraz zielony kielonek wiszący u szyi na zielonej wstążce.
Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły
Dużo w was radości i dobrej pogody
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie
Gdy skrzydłem cię trącą już jesteś ich bratem
No właśnie. Szybko pojawił się z-ca sołtysa, który sam pochodzi z Opola. Jak się dowiedział, że jesteśmy opolanami przywitał nas starym polskim zwyczajem. Trzeba przyznać, że facet wie jak promować wieś ]:D A że humor nam zaczął dopisywać poszliśmy tańczyć. Specjalnie dla nas kapela zagrała "Te opolskie dziołchy". Z taką gościnnością to się dopiero pierwszy raz spotkałem.

I tak z drobnego wypadu po znaczki, wróciliśmy po 3 godzinach, chwiejnym krokiem do ośrodka wrzeszcząc na cały głos hasło podchwycone od sołtysa:
My się umiemy bawić bez alkoholu... Ale po co?

];)

Poza tym zaliczyłem 3 szczyty w jeden dzień - Halicz, Tarnicę i Szeroki Wierch. Parę wybranych widoków z tych wypraw wrzuciłem tutaj

King of my Castle

Tak jak obiecałem przed moim wyjazdem w Bieszczady podzielę się zdjęciami jakie zrobiłem podczas mojego pobytu na zamku w Rogowie Opolskim. Wprawdzie była to impreza rodzinna, ale ukradkiem wymknąłem się z aparatem by pospacerować sobie po parku i narobić kilka(set) zdjęć. Jak widać na zdjęciu obok trochę czułem się jak hrabia na włościach ];) Zdjęć się trochę nazbierało, więc stwierdziłem że nie będę zapychał nimi tutaj miejsca, a wrzucę je do osobnej galerii.
Zapraszam do oglądania.

środa, maja 09, 2007

Patterned

Coś czuję, że te wszystkie fotki, którymi chciałem się pochwalić, będą musiały poczekać do weekendu. Po tygodniu w Bieszczadach wróciłem wprawdzie opalony nieco, ale do tego samego natłoku pracy. Pisanie sprawozdań laboratoryjnych to najbardziej męczące zajęcie dla studenta chemii(w sensie, że nudne, bo pisze się o czymś co się już dawno wie). Dziś po zajęciach z "Komputerowego przetwarzania tekstu"(sic!), miałem głupi pomysł - napisania laborki w całości w Tex'u. Może to wypróbuję na następne zajęcia. Ale po tym pisaniu tekstów w trybie tekstowym wpadłem dziś w taki nieco nostalgiczny nastrój. I takim sposobem wylądowałem na stronie poświęconej muzyce komponowanej za pomocą trackerów. Jak na stosunkowo stary format plików to jednak taka muzyka ma swój urok. Chociażby ten kawałek [klik].
można w Cosmos paletieć... yeah... yeah...
];)

wtorek, maja 08, 2007

Evil from the Mountins

A więc po długim majowym tygodniu wróciłem z XXVI Ogólnopolskiej Szkoły Chemii. Ogólnie to powrót do rzeczywistości był dla mnie hardcorowy. Raz, że mieliśmy akcję z pociągiem. Ukłony w stronę PKP S.A. - oczywiście tyłem. Mówiąc krótko musieliśmy się integrować przez 3 h na dworcu Kraków Główny z lokalną subkulturą meneli, bo jeden pociąg nie chciał poczekać na nasz opóźniony o 10 minut... A dwa, jak wróciłem do domu o 7 w niedzielę, położyłem się "na chwilę" i akurat zostałem obudzony w poniedziałek coś po 5 rano... No, ale w tym wszystkim były też plusy. Poznałem bliżej Bieszczady. Przynajmniej pewną dolinę ];)

"Witamy w dolinie rozpusty"
Szczegóły wkrótce - na razie gonią mnie zaległości na uczelni.