czwartek, czerwca 01, 2006

Głupi dzień dziecka na UO

Wedle moich obliczeń to już będzie chyba 3 albo 4 dzień pod rząd kiedy śpię tylko 3-4 godziny, bo się uczę na jakieś głupie kolokwium. Ale to co dziś miałem na uczelni bije wszystko na głowę. Myślałem, że już wszystko przeżyłem i już mnie nic nie zadziwi, a tu takie coś... No więc po pierwsze ledwo co złapałem pociąg do Opola - normalka. Po drugie poszedłem na lektorat z angielskiego po wpis, a tu niespodzianka - muszę napisać sprawdzian z 2 unitów, by mieć ten wpis. Kiedy? Jak się okazało małe nieporozumienie między prowadzącą a nami i mam kolejną robotę... Po trzecie - koło z pedagogiki. Zagadałem się z dziewczynami z pierwszego roku, patrzę na zegarek, a tu za minutę piszemy. Biegnę do holu, a tam już nikogo nie ma. No więc wyciągam komórkę i dzwonię gdzie te koło jest. "Na fizyce w tej sali z czerwonymi siedzeniami..." Hmm, nie znam takiej. Jak pobiegłem to mi się przypomniało, że tam przecież po drodze jest aula wielkości porządnej sali kinowej, którą za komuny wysadzono w powietrze. Patrzę - faktycznie ludzie siedzą w auli. To jakaś paranojia. Aula na 500 osób(strzelam bo nie wiem na ile dokładnie), a w środku ok 40 studentów. Porozsiadała nas babka tak jakby to był egzamin z chemii ogólnej. Krążyła sprawdzając czy ktoś nie ma ściągi, gadając przy tym cały czas i stukając obcasami. Pomijam fakt, że moja wiedza była znikoma, ale to mnie naprawdę rozpraszało. W skali od 1 do 10 na najbardziej powalone kolokwium to dałbym 12. Coś pościemniałem na pytania, a potem poleciałem odrobić laborki z polimerów. Poprzednim razem aparat się zepsuł (lepkościomierz), a tak się dziwnie złożyło, że teraz też... Jak byłem mały to na dzień dziecka dostawalem cukierki. Teraz dostaję opiernicz, banie, albo w najlepszym wypadku odpowiedz "Przyjdź pan później". To był jeden z tych dni kiedy myślę sobie, że trzeba było jednak nie kończyć tego przedszkola, bo im wyższa instytucja tym bardziej jest ona powalona.

Brak komentarzy: