zapytała z różowym od szminki uśmiechem, czy nie jestem przypadkiem narażony na nadmierny stres w pracy? Dziewczyna okazała się jasnowidzem! Co za błyskotliwość! Jak ona do cholery zgadła, że jestem zestresowany, siedzę po godzinach, nie wiedząc, za co się złapać, w związku z czym staram się unikać szefa i jego natrętnych pytań, a na dodatek w nocy cierpię na zaburzenia snu?! (...) Zapytałem hostessę, co robi wieczorem. Nie, serio -zapytałem, czy jej cudowny środek można przyjmować wspólnie z prozakiem, hydroksyzyną i innymi barbiturami, które już biorę. Dziewczyna zapewniała mnie, że jej środek jest lepszy, bo ma unikalny malinowy smak.:] To ja chyba zostanę przy mojej herbacie malinowej. Taniej wyjdzie i lepiej dla zdrowia będzie.
wtorek, marca 14, 2006
I tried to look up to the sky but my eyes burned
No właśnie... jak mnie oczy bolą... Znowu siedziałem całą noc i sie uczyłem na kolokwium. Stwierdziłem, że trzeba odpocząć i zająć się zaległymi pracami, a nie marnować czas na wykładzie. Tak więc siedzę sobie teraz w domu, w ciepłym popijając herbatką malinową i uczę się na następne koło... Kółko sie zamyka :( A propos malin. W dzisiejszym "Metrze" znalazłem ciekawy felieton, adekwatny do mojego życia. Autora podczas zakupów w aptece zaczepiła hostessa proponując środek na stres o smaku malin.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz