Dwa dni temu odbyłem sobie "podróż po jeden uśmiech", a dokładnie mówiąc to chodziło o tego smile'a:
Powiem tak - nie ma to jak przebyć 1.12 Mm nie śpiąc przy tym przez dwie doby po to by móc sobie posiedzieć na ławeczce w cieniu olchy (to była olcha, tak?) ciesząc się przy tym z życia i pięknej pogody. Taki offtime od dziennej dawki promieniowania monitora dobrze robi. Człowiek się trochę opali, pozna nowych ludzi (pozdrowienia dla Sylwii ]:D ) z którymi można przy piwie porozmawiać na temat wyższości Sokoła Millenium nad X-wingiem oraz najlepszych odcinkach Top Gear (niestety nie wykazałem się erudycją w tej kwestii, ale zamierzam to zmienić). Tak poza tym to turystycznie było ciekawie: zwiedziłem informatyczny raj (no bo jak inaczej nazwać miejsce gdzie na ok. pięćdziesiątkę komputerów tylko dwa chodzą pod Windows - reszta to Linux w różnych formach), poznałem kilka relaksacyjnych pozycji jogi lokalnej żulerni paru dworców PKP oraz przekonałem się przez pół Polski jak silne gardło mają żołnierze rezerwy (gdybym ja miał taki budzik w domu)...
Słowem miałem ciekawy trip i chyba go za jakiś czas powtórzę ]:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz