niedziela, czerwca 10, 2007

Biochemisty and Jazz

Jeszcze się dzisiejszy dzień nie skończył, a już wiem, że chyba nie warto było wstawać dziś z łóżka. Jutrzejszy dzień też będzie bardzo obfity w niemiłe atrakcje. Ach...
W piątek musiałem skonfrontować się z własnymi błędami ubiegającego semestru. Nie było to zbyt miłe, ale przynajmniej miałem na tyle odwagi by stawić temu czoła, a nie jak zwykle podkulić jak pies ogon i uciec od kłopotów...

Ostatnio czuję się taki zawieszony pomiędzy stanem "chce mi się", stanem "nie chce mi się nic". Przykład? Oki - proszę bardzo. Z jednej strony zachciało mi sie to pisać, po czym odechciewa mi się jak mam formatować tekst, po czym znowu mi się chce jak wybiegam z robieniem screenów daleko do przodu...

A teraz do tej biochemii i jazzu w temacie. Wzięło mnie znów na sentyment do starych gier. Nie byle jakich, lecz tych na SNESa. Pierwszą grą jaką kiedykolwiek na tej konsolce grałem był Donkey Kong Country (wraz z kumplem przeszliśmy całą trylogię). No więc wczoraj wygrzebałem w necie stronkę z soundtrackiem do gry. Dziś siedzę i się uczę biochemii (przynajmniej próbuję) i słucham sobie tego jazzowego utworku w pętli... O dziwo jakoś pomaga - uspokaja myśli. Pewnie dlatego, że ciągle widzę tą piękną 16-bitową rafę koralową z gry...

Brak komentarzy: