czwartek, maja 24, 2007

Relativity

Przedwczoraj był ładny dzień. No dobra, może nie taki znowu ładny, bo rankiem przeżyłem szok dowiadując się, że jest kolokwium... To się chyba nie często zdarza prawda? Mi się zdarzyło drugi raz podczas czterech lat studiowania, więc to chyba znaczy, że jestem naprawdę ostatnio załadowany po uszy pracą, której de facto strasznie mi się nie chce ruszyć i dlatego się tego coraz więcej zbiera. No cóż - poranek był ciekawy. Ale wieczór był chyba bardziej ciekawszy. Wybrałem się do katedry biotechnologii UO na prelekcję studentki, która przyjechała z Colorado State University. Wykład oczywiście był po angielsku, a temat dość interesujący. Chodziło o stworzenie szczepu wirusa dolnego do decymacji, bądź skrócenia cyklu życiowego komara Aedes aegypti, który jest głównym roznosicielem Dengi, ale też innych chorób tropikalnych typu malaria itp. A więc wysłuchałem sobie wystąpienia dziewczyny, przemyślałem dokładnie co powiedziała, rozczochrałem bujną czuprynę po czym zadałem bardzo długie pytanie po angielsku. Wyglądało to mniej więcej tak:
- Kali speakuje jak to ukradł krowę (No dobra - chodziło mi o to jak się ma eksperyment laboratoryjny do warunków polowych, a konkretnie jaki wpływ mają zanieczyszczenia środowiska na spadek patogenności wirusa)
- You speak very good english.
- Oh?... Thank you.
- And that's a very interesting question...
- ]:) (czyt. zrobiłem smile'a od ucha do ucha)

Ogólnie to wszystkie pochwały jakie w życiu otrzymuję spływają po mnie jak woda po liściach, ale w tym przypadku wziąłem sobie to do serca. Ba, strasznie mnie to podbudowało. No bo w końcu to co innego jak ci powie Polak, że znasz dobrze język obcy, a co innego jak natywny mówca. Ale tak z drugiej strony - co z tego skoro jestem strasznie leniwy? Teraz mogę się tylko bić w pierś wołając "mea culpa, mea culpa, mea magna culpa!". Gdybym się postarał to zapewne miałbym odpowiednią średnią, wyjechałbym może na semestr na studia zagranicę. A tak siedzę sobie w tym Opolu i marnuję swój potencjał z powodu własnej głupoty...

Przedwczoraj bawiłem się w naukowca. Wczoraj w ogrodnika koszącego 3 a trawnika za pomocą traktorka. A dziś znów w naukowca siedzącego po godzinach na pracowni robiącego pomiar spektrofotometryczny dla próbek cholesterolu. Coraz częściej się zastanawiam czym tu się zająć zawodowo. Już widzę to pisemko: Posiadam tytuł magistra chemii, perfekcyjnie władam językiem angielskim i niemieckim, posiadam szeroki zakres wiedzy z dziedziny informatyki, dlatego uważam, że posiadam odpowiednie kwalifikacje by zbierać w waszej firmie truskawki...



A swoją drogą jak jesteśmy przy Einsteinie. Znalazłem sobie parę dowcipów z nim.

3 komentarze:

niebla pisze...

sama prawda :) (dotycząca przyszłości). zrób doktorat, wyjedź na zachód

Lightnir pisze...

Sęk w tym, że nie wiem czy iść dalej w naukę(doktorat itd.) czy też może zająć się np. webdesignem
]:(

niebla pisze...

cokolwiek to będzie niech Cię rozwija i daje szczęście :)