piątek, czerwca 05, 2009

one... two... three

Trójka to w wielu kulturach liczba magiczna. Jest liczbą pierwszą, liczbą Fibonacciego, liczbą Fermata oraz liczbą Mersenne'a. Przez wielu starożytnych filozofów poczytywana była za doskonałą. Pitagorejczycy wierzyli w istnienie trzech światów - Niższego, Wyższego, Najwyższego, a uczniowie Sokratesa i Platona wyznawali trzy wielkie zasady: Materię, Ideę, Boga. W wielu religiach bóstwa były związane z tą liczbą: Trójca Święta, Trimurti, 3 Mojry/Parki, Hekate itd. Żyjemy w przestrzeni trójwymiarowej. Atomy są zbudowane z trzech cząstek elementarnych. Możemy tak sobie wyliczać bez końca przykłady na obecność trójki w wszechświecie. Ja jednak skończę na przykładzie powiedzenia "do trzech razy sztuka". Czemu? Ano temu, że tyle razy w ubiegłym tygodniu instalowałem Linuksa na tym laptopie. Zrządzenie losu? Złośliwość rzeczy martwych? Błąd ludzki? Ja bym powiedział, że kombinacja wszystkich tych czynników. Przede wszystkim problemy zaczęły się od tego, że chciałem mieć Windowsa i Linuksa. Instalację Windows XP argumentowałem tak:
  1. tworząc strony internetowe muszę też sprawdzić jak wyglądają na takich gównianych przeglądarkach jak Internet Explorer 6
  2. mam słabość do Diablo 2 oraz Neverwinter Nights
Gdy kupiłem maszynę była na niej tylko jedna partycja zajmująca cały dysk. Jak dla mnie to chory pomysł chociażby ze względów utraty danych w przypadku zajechania win-grozy i konieczności formatowania partycji. Chciałem sobie ułatwić pracę z instalacją pingwina, więc poszedłem po najmniejszej linii oporu - chciałem skurczyć partycję NTFS używając stosownych narzędzi. Niestety jak się okazało dysk miał parę badsectorów i system się już nie podniósł po nieudanej próbie zmiany rozmiaru partycji. Olałem Windowsa i zainstalowałem Archa tworząc podczas instalacji miejsce na dwie partycje na potrzeby Windowsa (systemowa i dane). Zawsze przecież można zainstalować Windowsa później, prawda? A właśnie, że nie! Instalator Windows zawieszał się zaraz na starcie (czarny ekran). Zajęło mi to sporo czasu zanim doszedłem do tego czemu się tak dzieje (włączając w to wymontowanie dysku). Instalatorowi nie podobały się po prostu partycje stworzone przez cfdisk. Skończyło się na tym, że musiałem nadpisać MBR # dd if=/dev/zero of=/dev/sda bs=512 count=1 niszcząc sobie pieczołowicie skonfigurowanego pingwina tylko po to by przekonać się, że ten durny system po instalacji nie ma nawet sterowników do karty sieciowej. Wszystkie sterowniki musiałem pobrać na pingwinku. To właśnie w nim lubię - może nie być trybu graficznego, dźwięk może nie działać, pendrive'y mogą nie być montowane automatycznie, ale na działającym terminalu i sterownikach do kart ethernetowych można zawsze polegać. Co prawda jest to dość wyboista droga, ale jest ona do przejścia. W każdym razie teraz mam już oba działające systemy. Tak podsumowując. Dowiedziałem się na własnej skórze, dlaczego w przypadku dual-bootu należy instalować systemy poczynając od Windowsa, a kończąc na Linuksie. Szkoda po prostu nerwów i czasu.

Brak komentarzy: