środa, lutego 18, 2009

The screen behind the mirror

Jeszcze nie napisałem ani jednego zdania, a już wiem, że ten post będzie wyjątkowo długi za sprawą outputów z konsoli. Zaczynam się nie wyrabiać z tempem dokumentowania moich zabaw na Armadzie. Mam zamiar postawić na tym laptopie jakiegoś Linuksa, ale ponieważ system w obecnej konfiguracji jest sprawny postanowiłem użyć trochę "linuksowej czarnej magii" do stworzenia obrazu całego dysku na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Zabrałem więc się do ponownego rozkręcania laptopa wyciągając moduł dyskowy. Najbardziej męczące w rozkręcaniu są śruby, których gwint ma dość dziwną konstrukcję. Ale odrobina samozaparcia i stoickiej cierpliwości, a udało się wydobyć dysk. Na ten dzień pożyczyłem sobie od kolegi mostek USB 2.0 na SATA/IDE 2,5" 3,5". Fajna zabawka pozwalająca na trzymanie "zgrabnego 650GB pendrive'a" ]:) Ja jednak jej użyłem do podpięcia laptopowego dysku pod keepera, moją zakładową maszynę na której mam postawionego Archlinuksa. Pierwszy raz bawiłem się takim gadżetem i w dodatku pod pingwinem, więc pracę rozpocząłem od standardowego sprawdzenia jako root, czy wszystko działa jak powinno.
[lightnir@keeper ~/]$ su
The Evil One> lsusb
Bus 005 Device 006: ID 152d:2338 JMicron Technology Corp. / JMicron USA Technology Corp. JM20337 Hi-Speed USB to SATA & PATA Combo Bridge
Bus 005 Device 001: ID 1d6b:0002
Bus 004 Device 001: ID 1d6b:0001
Bus 003 Device 001: ID 1d6b:0001
Bus 002 Device 002: ID 046d:c018 Logitech, Inc.
Bus 002 Device 001: ID 1d6b:0001
Bus 001 Device 002: ID 046d:c312 Logitech, Inc.
Bus 001 Device 001: ID 1d6b:0001
The Evil One> fdisk -l

Disk /dev/sda: 160.0 GB, 160041885696 bytes
255 heads, 63 sectors/track, 19457 cylinders
Units = cylinders of 16065 * 512 = 8225280 bytes
Disk identifier: 0x00000000

   Device Boot      Start         End      Blocks   Id  System
/dev/sda1   *           1          24      192748+  83  Linux
/dev/sda2           19093       19457     2931862+  82  Linux swap / Solaris
/dev/sda3              25       19092   153163710   83  Linux

Partition table entries are not in disk order

Disk /dev/sdb: 4099 MB, 4099866624 bytes
128 heads, 63 sectors/track, 993 cylinders
Units = cylinders of 8064 * 512 = 4128768 bytes
Disk identifier: 0xbdd2bdd2

   Device Boot      Start         End      Blocks   Id  System
/dev/sdb1   *           1         993     4003744+   c  W95 FAT32 (LBA)
A więc sprzęt działa i laptopowy dysk jest widoczny jako /dev/sdb. Przystąpiłem więc do stworzenia obrazu dysku używając do tego uniksowego polecenia dd.
The Evil One> dd if=/dev/sdb of=/obraz.img
8007489+0 przeczytanych recordów
8007489+0 zapisanych recordów
skopiowane 4099834368 bajtów (4,1 GB), 460,754 s, 8,9 MB/s
Jak widać trwało to dobre 8 minut. Zanim od montowałem laptopowy dysk sprawdziłem jeszcze informację od którego sektora zaczyna się partycja.
The Evil One> fdisk -ul /dev/sdb

Disk /dev/sdb: 4099 MB, 4099866624 bytes
128 heads, 63 sectors/track, 993 cylinders, total 8007552 sectors
Units = sectors of 1 * 512 = 512 bytes
Disk identifier: 0xbdd2bdd2

   Device Boot      Start         End      Blocks   Id  System
/dev/sdb1   *          63     8007551     4003744+   c  W95 FAT32 (LBA)
Teraz trochę matematyki 63 sektorów na ścieżkę × 512 bajtów na sektor = 32256. Według tutoriala, którego wtedy używałem taki właśnie offset powinna mieć pierwsza partycja na dysku. Zabrałem się więc do próby zamontowania utworzonego obrazu dysku w celu sprawdzenia jego poprawności.
The Evil One> mkdir /mnt/dysk
The Evil One> mount -o loop,offset=32256 -t vfat obraz.img /mnt/dysk
mount: could not find any device /dev/loop#
Hmm, pierwsza niespodzianka - loop device nie istnieje. Nie wiem jak jest w innych dystrybucjach, ale w tym momencie się dowiedziałem, że w dystrybucji Archlinux trzeba załadować stosowny moduł.
The Evil One> modprobe loop
The Evil One> mount -o loop,offset=32256 -t vfat obraz.img /mnt/dysk
mount: wrong fs type, bad option, bad superblock on /dev/loop0,
       missing codepage or helper program, or other error
       In some cases useful info is found in syslog - try
       dmesg | tail  or so
The Evil One> dmesg|tail
FAT: Directory bread(block 15658) failed
FAT: Directory bread(block 15659) failed
FAT: Directory bread(block 15660) failed
FAT: Directory bread(block 15661) failed
FAT: Directory bread(block 15662) failed
FAT: Directory bread(block 15663) failed
FAT: Directory bread(block 15664) failed
FAT: Directory bread(block 15665) failed
FAT: bogus number of reserved sectors
VFS: Can't find a valid FAT filesystem on dev loop0.
ok, druga niespodzianka. Co jest grane? Jak to nie ma systemu plików skoro go dopiero przed chwilą zgrywałem? Wgryzłem się w czytanie manuala jak to jest z montowaniem obrazów dysków. Istotna jest w tym momencie wiedza, w którym miejscu zaczyna się partycja, bo przecież można mieć obraz dysku zawierającego wiele partycji. Mnie się wydawało, że partycja powinna się zaczynać przy offsecie 32256, czyli bezpośrednio po tablicy FAT. Obraz nie montował się poprawnie ponieważ myliłem się co do offsetu. Na szczęście udało mi się zastosować "brudne rozwiązanie" - skrypt shellowy.

forcemount.sh(Toggle Plain Text)

1
2
3
4
5
#!/bin/bash

for ((i=0 ; $i < 40000 ; i=$i + 1)) ; do
    mount -o loop,offset=$(($i * 512)) -t vfat obraz.img /mnt/dysk && break
done
The Evil One> ./forcemount.sh
The Evil One> mount|grep obraz.img
/obraz.img on /mnt/dysk type vfat (rw,loop=/dev/loop0,offset=0)
The Evil One> cd /mnt/dysk
The Evil One> ls -l
razem 71400
-rwxr-xr-x  1 root root      416 sty  4  1980 LEGO Creator Knights Kingdom Error Log_0.log
drwxr-xr-x  4 root root     4096 cze 15  2002 Moje dokumenty
drwxr-xr-x  3 root root     4096 cze 15  2002 Multimedia Files
drwxr-xr-x 26 root root     4096 cze 13  2002 Program Files
-rwxr-xr-x  1 root root      278 sty  6  1980 autoexec.bat
drwxr-xr-x  2 root root     4096 gru  7  2005 boot
-rwxr-xr-x  1 root root    22714 sty  4  1980 bootlog.prv
-rwxr-xr-x  1 root root    22968 sty  4  1980 bootlog.txt
-rwxr-xr-x  1 root root    95764 lis 12  1996 command.com
drwxr-xr-x  3 root root     4096 cze 15  2002 compaq
-rwxr-xr-x  1 root root      100 sty  6  1980 config.sys
-rwxr-xr-x  1 root root      636 cze 15  2002 detlog.old
-rwxr-xr-x  1 root root    68890 sty  4  1980 detlog.txt
-rwxr-xr-x  1 root root     5412 gru 13  2005 ffastun.ffa
-rwxr-xr-x  1 root root    65536 gru 13  2005 ffastun.ffl
-rwxr-xr-x  1 root root    53248 gru 13  2005 ffastun.ffo
-rwxr-xr-x  1 root root   516096 gru 13  2005 ffastun0.ffx
-rwxr-xr-x  1 root root     4096 sty  4  1980 file0001.chk
drwxr-xr-x  7 root root     4096 lut  2  2003 fp6
-r-xr-xr-x  1 root root 19024896 cze 15  2002 hibrn8.dat
-r-xr-xr-x  1 root root   214836 lis 12  1996 io.sys
drwxr-xr-x  2 root root     4096 mar  6  2004 janusz
-rwxr-xr-x  1 root root 51200000 gru  9  2005 linux.swp
-rwxr-xr-x  1 root root   129078 lis 12  1996 logo.sys
drwxr-xr-x  4 root root     4096 lip 14  2003 misc
drwxr-xr-x  3 root root     4096 gru 20  2002 monika
-rwxr-xr-x  1 root root       22 cze 13  2002 msdos.---
-r-xr-xr-x  1 root root     1641 sty  6  1980 msdos.sys
-rwxr-xr-x  1 root root      742 cze 13  2002 netlog.txt
-rwxr-xr-x  1 root root    34304 lis 10  2002 plan.doc
drwxr-xr-x  2 root root     4096 cze 15  2002 recycled
-rwxr-xr-x  1 root root    54097 cze 13  2002 setuplog.txt
-r-xr-xr-x  1 root root     5166 cze 13  2002 suhdlog.dat
-r-xr-xr-x  1 root root  1479672 cze 15  2002 system.1st
drwxr-xr-x  2 root root     4096 maj  1  2003 wchf
drwxr-xr-x 43 root root    12288 cze 13  2002 windows
drwxr-xr-x  4 root root     4096 cze 18  2002 ~mssetup.t      
A więc offset pierwszej partycji wynosił 0, a nie 32256 jak mi się początkowo wydawało. Jak widać obraz się zamontował i widoczna jest zawartość "dysku c". Teraz pozostaje mi zastanowienie się jakiego Linuksa wybrać do postawienia na tym laptopie oraz jak go w ogóle tam zainstalować? Może ktoś ma jakieś sugestie odnośnie dobrej dystrybucji?

poniedziałek, lutego 16, 2009

Drawbridge

Nie znoszę poniedziałków. Pewnie dlatego, że w poniedziałek dopada mnie po-niedzielny kac ]:) Ogólnie to chodzę ospały, wyczerpany, a mój mózg działa w trybie "passive thinking". Na domiar złego zaczął się nowy semestr, więc dzisiejszy poniedziałek musiałem przeboleć dwa wykłady na których walczyłem ze snem. Dwie kawy i energy drink zbytnio mi sprawy nie ułatwiły. No dobrze, skoro już sobie po marudziłem pora opisać jakie postępy poczyniłem w "projekcie Armada", czyli moich zabawach z laptopem Compaq Armada 4120. Dziś udało mi się zrobić w zasadzie dwie rzeczy. Po pierwsze jak już tytuł posta na to wskazuje "forteca Armada" doczekała się zwodzonego mostu, który łączy ją ze światem zewnętrznym. Po drugie użyłem trochę linuksowej czarnej magii by stworzyć obraz fortecy. Z braku czasu chwilowo opiszę tylko moje pierwsze dokonania, bo drugie wymaga zebrania i przetworzenia sporej liczby danych dokumentacji moich poczynań.

Instalacja zwodzonego mostu w fortecy, czyli wireless i inne takie tam...

Jak już wcześniej pisałem postanowiłem zmusić bezprzewodową "pcimcię" do działania na tej Armadzie. Konkretnie to jest to model Netgear MA401. Pracy trochę z tym było. Po pierwsze sterownik do twej karty pod Windows 95 musiałem wgrywać używając do tego 3 dyskietek. Po drugie instalacja sterowników do czegokolwiek pod Windows 95, jak zapewne co niektórzy informatycy dość dobrze pamiętają, nie jest tak intuicyjna jak chociażby pod 98 czy XP. Przede wszystkim potrzebne pliki system ciągle chciał instalować z płyty instalacyjnej, a trzeba było za każdym razem ręcznie wskazać katalog ze sterownikiem. Ale w końcu sprzęt zaczął działać poprawnie. Walka ze sprzętem okazała się łatwiejszą częścią całego procesu podłączania do sieci. Pamięta ktoś jeszcze reklamę Windows 95? Rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Zamiast reklamowego "Start connecting" w rzeczywistym świecie jest "Start configuring. Start troubleshooting. Start complaining". W moim osobistym odczuciu każdy Windows to całkiem ładny system jako desktop, ale z chwilą kiedy chce się go zmusić do działania w sieci zaczynają się dziać "dziwne rzeczy", momentami zahaczające o czarną magię. Przykład? Proszę bardzo: Próbowałem różnych rzeczy łącznie z tymi radami pomocy technicznej MS. Przyczyna błędu okazała się tak absurdalnie prosta, że potrzebowałem sporo czasu zanim sobie ją uświadomiłem. Po instalacji karty system przydzielił jej protokół IPX/SPX zamiast protokołu TCP/IP na którym teraz właściwie śmiga cały internet. Po zamianie protokołów mogłem już pingować lokalhosta. Ba, accespoint przydzielił odpowiedni numer IP, który też dało się pingować. I na tym się skończyło "hurra", bo poza bramy APka nie mogłem się połączyć. Pomyślałem, że to może wina konfiguracji połączenia z zabezpieczoną siecią. Po licznych próbach z kluczem do tego APka wkurzyłem się, odłączyłem zasilacz i przemaszerowałem w zasięg otwartej sieci bezprzewodowej jaka znajduje się na Wydziale Chemii UG. I tu niespodziewanie zadziałało bezproblemowo. Przyznam się, że w konfiguracji sieci bezprzewodowej ciągle nie jestem za dobry, ale jak na moje skromne rozumowanie to ten poprzedni APek z którym bezskótecznie próbowałem się połączyć używa szyfrowania WPA. Sterownik tej karty pod win95 pozwala jedynie na połączenia nieszyfrowane oraz połączenia z szyfrowaniem WEP. Nie napawa mnie to optymizmem, że WPA nie działa, bo większość sieci bezprzewodowych właśnie w ten sposób jest obecnie zabezpieczana (i słusznie). No, ale przynajmniej internet teraz zadziałał. Korzystając z jego dobrodziejstw pobrałem od razu kilka programów, by zobaczyć czy można na tej maszynie jeszcze sensownie pracować. Pierwszym był Putty i tu nie było niespodzianek. Połączenie do mojej maszyny działało jak ze snu. Drugą rzeczą jaką chciałem sprawdzić to używalność multimedialna. Pobrałem sobie mój ulubiony kawałek Joakima Back'a i rozpocząłem poszukiwanie odpowiedniego odtwarzacza mp3. Niestety windowsowa wersja MPlayera nie chciała działać ze względu na brak bibliotek. Spróbowałem więc najczęściej wybieranego odtwarzacza pod Windowsem - Winamp w wersji 2.97. Jak widać na poniższym zdjęciu można jeszcze coś z tego sprzętu wykrzesać korzystając z fabrycznych 16MB ramu.

sobota, lutego 14, 2009

Valentine's Day

Znów przyszły walentynki. Mnie jednak na amory jakoś specjalnie nie bierze. Może to przez wczorajszą wizytę u stomatologa po której jeszcze odczuwam lekkie mrowienie w żuchwie? W każdym razie jak na komercyjną okazję sieć roi się od propozycji walentynkowych prezentów, dobrych rad na udany wieczór itp. Poszperałem trochę i znalazłem na www.geeksaresexy.net coś co mnie osobiście rozbawiło. Tak informatyk wyznaje miłość: Więcej propozycji na informatyczny prezent walentynkowy można znaleźć tutaj. A jak już jestem przy informatykach to chciałbym dziewczyną, które jeszcze tego nie wiedzą (ale pewnie dużo już wie) pokazać, że informatyk to całkiem niezła partia. Ciekaw jestem jakie są zalety chemika. Zapytałem google i raczej znalazłem tylko odpowiedzi na pytania "X powodów dla których ": a) warto mieć chłopaka b) nie warto mieć chłopaka c) warto mieć gładkie nogi itd. Niemożliwe, żeby żadna dziewczyna nie widziała plusów posiadania chemika jako chłopaka. To ja w takim razie dodam kilka zalet od siebie.
Oto 10 powodów dla których warto umawiać się z chemikiem:
  1. Z chemikiem każda randka to nowe doświadczenie.
  2. Chemik zawsze doradzi jakie tabletki przeciwbólowe kupić, bo zawsze czyta skład na opakowaniu.
  3. Chemik-syntetyk to z definicji dobry kucharz, bo lubi sobie coś upichcić i tak dla odmiany pozwolić na oblizanie łyżki.
  4. Chemik będzie zawsze podziwiał twoją fryzurę (loki to dla niego α-heliksy, falowane to β-kartki, a niepoukładane to cudowne kłębki statystyczne).
  5. Chemik jest prawie tak samo zaradny jak McGuyver. Na wypadek rozbicia na bezludnej wyspie, będzie znał kilkanaście sposobów na wzniecenie ognia z samolotowej apteczki.
  6. Przy chemiku nigdy nie będziesz już więcej musiała kupować zmywaczy do paznokci.
  7. Chemik-analityk zawsze doradzi ci podczas zakupów ubrań i biżuterii (od ciągłego miareczkowania jest w stanie rozróżnić drobne różnice w barwach, których inni mężczyźni nie widzą, a zawartość złota w kolczykach jest w stanie określić z odległości 10 m).
  8. Chemik w białym fartuchu jest równie sexy jak George Clooney w "Ostrym dyżurze"
  9. Dla chemika zawsze będziesz pięknie pachnieć (zmysł powonienia dawno stracił od zapachów laboratorium).
  10. Chemik wie jak sprawić byś stopniała w jego ramionach.

środa, lutego 11, 2009

Over the moat

Dziś miałem owocny dzień. Ale zacznę może od zdjęcia, które powie więcej niż 1000 słów. Przeprawiłem się przez fosę i stoję przed murami fortecy "Armada". Jak już pisałem w poprzednim poście ostatnio bawię się w reanimację laptopa Compaq Armady 4120. Dziś odlutowałem eeprom z płyty głównej za pomocą lutownicy kupionej w Castroramie. Wydatek chybiony, bo jak się okazało podczas poszukiwania przedłużacza na ZMM znalazłem w szafce jakąś chyba sprawną lutownicę ruskiej produkcji. God Damn it! 3 piwa w plecy... Anyway. Cała operacja przypominała raczej zabieg chirurgiczny wykonywany scyzorykiem zamiast skalpela. Pomijając profesora to byłem jedynym facetem w pokoju okrążony przez 3 doktorantki, które między sobą robiły zakłady, że komputer w ogóle przestanie działać po tej mojej operacji.
(M): Założę się, że już nie piśnie jak skończysz.
(E): Pewnie piśnie, ale poleci z niego dym i wtedy się dopiero uciszy.
(L): Ojej. Podchodzicie do komputerów jakby to była jakaś świętość. Zwyczajna maszyna.
(S): Tak, maszyna która kosztuje dwa tysiące.
(L): Nie. Maszyna, która ma dwa tysiące części po złotówce, a ja właśnie taką wymieniam.
Tak wygląda 5×6.2mm nieszczęście, którą wyciągnąłem z głębin płyty głównej. Po podmianie i ku zdziwieniu wspomnianych doktorantek maszyna po włączeniu zasilania odżyła ochoczo wywalając błędy biosa. Ale tym razem nie pojawił się monit "Power-On Password:". Yes, yes, yes. Podobno w tej chwili wydawałem z siebie jakiś psychopatyczny śmiech, ale tak twierdzą tylko obecne w pokoju doktorantki i ich opinie raczej średnio pokrywają się z rzeczywistością. Wracając do tematu. Potem pojawił się komunikat o tym, że nie można znaleźć pliku hibernacji i należy ponownie włączyć komputer. Po restarcie włączył się scandisk i po naprawie jednego pliku zaczął się bootować system. Ostatni raz to ja taki ekran chyba widziałem na informatyce w liceum na starszej jednostce, na której miałem (nie)szczęście pracować: Co ciekawe wszystko wydaje się być całkowicie sprawne. Owszem możliwości sprzętowe w obecnych czasach nie powalają, ale nie z tego powodu tak mnie ten komputer zainteresował. Mam wrażenie jakbym wykopał kapsułę czasową gdzieś z ziemi i zobaczył jak wyglądał świat ponad 10 lat temu. Wszystko zostawiona tak jakby to przed chwilą ktoś wyłączył. Zegar systemowy wskazał 0:03 kiedy zobaczyłem pierwszy z brzegu dokument tekstowy. I tu nastąpił szok, gdy ujrzałem całkiem ładny render wklejony do Worda: Powyżej są jakieś wyniki obliczeń konformacyjnych dla adeniny... Nostalgia w czystej postaci. Rozejrzałem się trochę po dysku. I tutaj następna niespodzianka. Wygląda na to, że komputer miał dual-boota, bowiem znalazłem katalog boot z obrazem kernela linuksowego. Ba, na dysku C jest plik wymiany, ale możliwe że pochodzi też z windows 95. Postanowiłem podłączyć tą samotną fortecę z siecią. Przeszedłem się po zakładzie od drzwi do drzwi z prośbą "Daj Pan kartę wireless PCMCIA jeśli łaska". I takowa "pcimcia" się znalazła. System ją "widzi", ale z jakiegoś powodu nie do końca współdziała ze sterownikiem. A propos sterownika. Z tym też były cyrki, bo jak tu przenieść dane na fortecę? Dookoła same nowoczesne sprzęty - monitory widescreen, usb 2.0, wifi..., ale gdzie tu wziąć stację dyskietek? Całe szczęście znalazła się Fedora na której miałem konto. Trochę biegania było, ale sterownik już jest. Tyle, że coś konfliktuje ]:( Po podłączeniu laptopa do stacji dokującej pomyślałem, że przecież można dane wgrywać przez cdrom znajdujący się w stacji. No, ale to już inna bajka...

wtorek, lutego 10, 2009

"The Armada Fortress"

Parę dni temu podczas robienia porządków znajomi znaleźli bardzo stary i dziwny laptop. Cegła to niesłychana, a ponieważ nie wiadomo co to dokładnie jest i czy jest sprawne dali mi do przejrzenia. Takim oto sposobem znalazłem sobie coś do zabawy w chwilach kiedy czekam na wyniki dynamiki molekularnej liczonej na klastrze. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem czemu to takie grube jest - laptop był połączony ze stacją dokującą. Ba, sam bez stacji posiada uchwyt w którym jest bateria i można go nosić jak walizkę. Po wygooglowaniu hasła "Compaq Armada 4120" miałem już mniej więcej parametry techniczne. "Procesor 266 MHz, dysk 4 GB, 64 RAM, matryca 13.9 cala". Aż mi łezka nostalgii stanęła w oku, bo to "coś" jest lepsze od mojego pierwszego komputera. Podpiąłem zasilacz, wcisnąłem przycisk Power i w napięciu oczekiwałem na reakcję. Mrok matrycy zmienił się w odcień szarości, po czym ochoczo popłynęła seria fosforycznych numerków. 16384 KB. Dawno nie czułem takiego entuzjazmu z powodu dźwięku "bip-bip" połączonego z komunikatami błędów BIOSa. It's alive! Po tylu latach jeszcze się uruchamia. Mój entuzjazm zgasił jednak następny komunikat: "Power-On Password: ". Od komputerów z hasłem do biosa, bardziej irytujący są tylko właściciele komputera z hasłem do biosa, którzy zapomnieli jakie jest hasło. Po cóż są zabezpieczenia komputerowe, jeśli nie po to by się z nimi mierzyć? Zabrałem się więc do dobierania do płyty głównej licząc na to, że jak w każdym komputerze, będzie zworka to przywrócenia ustawień fabrycznych. Mój pierwszy komputer miał więcej zworek niż kondensatorów. Ten compaq o dziwo nie ma ani jednej! Co począć? Sporo czasu mi zajęło sprawdzenie rad znalezionych w sieci, kiedy natknąłem się na informację, którą zdają się potwierdzać obserwacje. Hasło jest zapisywane w eepromie na płycie głównej. Czyli żeby złamać hasło trzeba odlutować chip, go przeprogramować lub odczytać je programatorem, a następnie wlutować z powrotem. Inna opcja to podmiana wspomnianego chipu na fabrycznie czysty i tę opcję mam zamiar w najbliższym czasie wypróbować. Stosowny eeprom dziś zakupiłem, więc może coś z tego wyniknie. W każdym razie z tutejszym administratorem sieci doszliśmy do wniosku, że skoro laptop nie ma żadnych interfejsów sieciowych i ma tak zabezpieczonego biosa to jest on jak taka forteca nie do pokonania. Ciekaw jestem, czy uda mi się pokonać fosę...

czwartek, lutego 05, 2009

Blank page

Kurcze, chyba załapałem "syndrom pustego ekranu". Ostatnio pisanie zaawansowanych shell skryptów do obliczeń na klastrze lepiej mi idzie niż napisanie tutaj jakiejkolwiek notki, nie mówiąc o artykule, który zadeklarowałem się napisać. A deadline'y są tuż-tuż. Przydałby się taki cudowny środek w pudełku z napisem "W razie braku motywacji stłuc szybkę".